[ Pobierz całość w formacie PDF ]

diabelskimi krzykami tańczących demonów rozległ się nagle potężny wojowniczy okrzyk człowieka
małpy.
Tańczący zatrzymali się, jakby skamienieli.
Lina zawisła, wydając śpiewny wizg ponad głowami czarnych. Była dla oczu zupełnie
niewidoczna przy błyskotliwym świetle ognisk obozowych.
D Arnot otworzył oczy. Potężna czarna postać stojąca tuż przed nim upadła w tył, jak gdyby
podcięta niewidoczną ręką.
Dał się słyszeć krzyk, a ciało, opierając się i zataczając z bólu na bok, zaczęło szybko sunąć ku
ciemnym zaroślom pod drzewami.
Czarni z wyłupionymi z przerażenia oczyma patrzyli, jak gdyby byli zaczarowani.
Gdy ciało znalazło się pod drzewami, podniosło się wprost w górę i zniknęło w gęstych liściach.
Wtedy przerażeni Murzyni, wyjąc z przerażenia, rzucili się cwałem, oszaleli, ku wrotom wioski.
D Arnot pozostał sam.
Był on odważnym człowiekiem, lecz kiedy ten niesłychany krzyk rozległ się w powietrzu, poczuł
mrowie przebiegające po całej swej skórze.
Kiedy wijące się ciało Murzyna podniosło się w górę, jak gdyby unoszone nieziemską potęgą w
gąszcz liści leśnych, d Arnot poczuł mróz w kościach, jak gdyby śmierć powstała z ciemnego grobu
dotknęła go swym chłodnym, ścinającym krew w żyłach palcem.
Spoglądał na miejsce, gdzie trup znikł na drzewie, i posłyszał stamtąd poruszenie się.
Gałęzie zakołysały się jak gdyby pod ciężarem ciała ludzkiego  nastąpił łomot i trup czarnego
rozbił się o ziemię, aby już więcej nie powstać z miejsca, gdzie upadł.
Zaraz potem ukazała się postać białego człowieka, lecz ten zeskoczył na ziemię w postawie
stojącej.
Dobrze zbudowany młody olbrzym wynurzył się z ciemności na światło ognisk i zaczął się
zbliżać.
Co to mogło znaczyć? Kto by to mógł być? Zapewne nowa jakaś istota zadająca męczarnie i
śmierć.
D Arnot oczekiwał. Oczy jego spoczęły na twarzy zbliżającego się mężczyzny. A oczy te, szczere,
jasne, jakie ujrzał, nie odwróciły się pod jego upartym spojrzeniem.
W poruczniku zrodziła się wiara. Nie miał jeszcze nadziei, lecz czuł, że ta twarz nie może być
maską okrutnego serca.
Nie mówiąc słowa, Tarzan poprzecinał więzy Francuza. Osłabiony cierpieniem i utratą krwi
d Arnot upadłby, lecz pochwyciły go silne ramiona.
Poczuł, że ktoś podniósł go z ziemi, potem miał wrażenie unoszenia się w powietrze i stracił
przytomność.
Rozdział XXII
Wyprawa
Przy brzasku dnia, następnego ranka, obozowisko Francuzów w głębi puszczy przedstawiało
smutny widok. Członkowie wyprawy utracili wiarę w pomyślny skutek swych poszukiwań.
Skoro tylko można było rozpoznać okolicę, gdzie się znajdowali, porucznik Charpentier rozesłał
drobne oddziałki, po trzech ludzi w rozmaitych kierunkach, aby odnalezć drogę, i w dziesięć minut
odnaleziono ścieżynę. Wyprawa zawróciła z powrotem na wybrzeże.
Posuwali się wolno, z trudem. Nieśli ciała sześciu towarzyszy, gdyż dwaj jeszcze zmarli w nocy,
a wielu z rannych potrzebowało pomocy, ażeby mogli iść nawet wolnym krokiem.
Charpentier zadecydował, by powrócić do obozu po posiłki i ze zwiększonymi siłami
popróbować wyśledzić czarnych i odbić d Arnota.
Pózną już porą po południu znużeni ludzie dotarli do polany na pobrzeżu. Dwu z nich powrót
przyniósł tak wielką radość, że w jednej chwili zapomnieli o wszystkich cierpieniach i smutkach.
Kiedy mały oddział wynurzył się z puszczy, pierwszą osobą, jaką profesor Porter i Cecyl Clayton
ujrzeli, była Janina Porter, stojąca przed drzwiami chaty.
Z okrzykiem radości i ulgi wybiegła na ich spotkanie i zarzuciwszy ręce na szyję ojca wybuchła
płaczem, po raz pierwszy od czasu, jak porzuceni zostali na tym okropnym, pełnym przygód brzegu.
Profesor Porter robił wysiłki, aby opanować swe wzruszenie, lecz naprężenie nerwów było zbyt
silne dla jego osłabionego organizmu i w końcu, ukrywając swą twarz na ramieniu córki, rozpłakał
się jak dziecko.
Janina Porter poprowadziła go do chaty. Francuzi zaś udali się na wybrzeże, skąd nadbiegało
wielu ich towarzyszy na spotkanie.
Clayton, chcąc pozostawić ojca z córką samych, przyłączył się do marynarzy i pozostał tam,
rozmawiając z oficerami, aż nie odbiła od brzegu łódz wysłana na krążownik. Porucznik Charpentier
musiał odesłać raport komendantowi o niepomyślnym wyniku wyprawy.
Potem Clayton zawrócił z powrotem, idąc powoli ku chacie. Serce jego przepełniała radość.
Kobieta, którą kochał, była ocalona.
Szukał odpowiedzi na pytanie, jakim cudem to się stało. Zdawało się rzeczą niepodobną do
wiary, aby miał ją kiedykolwiek oglądać przy życiu.
Gdy zbliżył się do chaty, wychodziła z niej właśnie Janina Porter. Spostrzegłszy go, pospieszyła
ku niemu.
 Janino!  zawołał.  Bóg okazał nam miłosierdzie, zaiste. Opowiedz, jak uniknęłaś
niebezpieczeństw  w jaki sposób Opatrzność ocaliła cię  nam.
Nigdy dotychczas nie nazywał jej po imieniu. Dwie doby temu to odezwanie się Claytona
zrobiłoby jej wielką przyjemność  obecnie napełniło ją przestrachem.
 Panie Clayton  .odrzekła ze spokojem, wyciągając ku niemu rękę  pozwoli pan, że mu
podziękuję za rycerską opiekę, okazaną memu ojcu. Mówił mi, jak szlachetnym i pełnym poświęcenia
był pan. Czy będziemy mogli kiedy odwdzięczyć się panu?
Clayton spostrzegł, że nie odpowiedziała mu tym samym zwrotem zażyłej znajomości, lecz nie
dotknęło go to nazbyt. Przeniosła tyle utrapień. Nie była to pora, pomyślał, by podkreślać swą
miłość.
 Już otrzymałem zapłatę  odrzekł.  %7łe widzę was oboje, panią i profesora, razem z sobą i
wolnych od niebezpieczeństwa. Nie mógłbym już więcej znieść jego wielkiego bólu, znoszonego ze
spokojem bez skargi.
 Doświadczyłem rzeczy najsmutniejszej w mym życiu, panno Porter. A przy tym miałem i
osobisty smutek, największy, jakiego kiedykolwiek doznałem. Lecz widok ojca pani był tak
przygnębiający, wywołujący litość. Przekonałem się, że niczyja miłość, nawet miłość mężczyzny do
kobiety, nie może być tak głęboka, straszna i pełna poświęcenia jak miłość ojca do swej córki.
Dziewczę schyliło głowę. Miała pytanie, które chciała zadać; lecz wydawało się jej to prawie
świętokradztwem wobec miłości tych dwu ludzi i tych strasznych cierpień, przez jakie przeszli, gdy
ona w tym czasie siedziała rozradowana z uśmiechem na ustach obok cudownej leśnej istoty,
zajadając wyborne owoce i spoglądając oczami pełnymi miłości w oczy, które jej również miłością
odpowiadały.
Lecz miłość jest dziwnym panem, a ludzka natura jest jeszcze dziwniejszą, zadała więc
niepokojące ją pytanie, chociaż nie była na tyle przewrotna, aby starała się usprawiedliwić wobec
własnego sumienia. Poczuła, że pogardza sama sobą, tym niemniej jednak pytanie swe zadała.
 Gdzie jest leśny człowiek, który się udał, by was ocalić? Dlaczego nie powrócił z wami?
 Nie rozumiem pani  odpowiedział Clayton.  Kogo pani ma na myśli?
 Tego, kto ocalił nas wszystkich po kolei  kto ocalił mnie od goryla. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Rice Craig Róşe Pani Cherington
    Lisa Marie Rice M
    339. Linz Cathie Małżeństwo z rozsądku
    Carleton Savanah Małżeńska kampania
    Burroughs William S. Pedał
    Mała księżniczka
    Burroughs Edgar Rice 2.PowrĂłt Tarzana
    Wolf Time Lars Walker
    Clancy Tom Power Plays 02 Sprawa Oriona
    Aubrey Ross [Alpha Colony 03] Unwanted Desire (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pspkrajenka.keep.pl