[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czach i ledwie okręt hrabiego Smiorgana wysunął się z tunelu, zaraz został zasy-
pany strzałami.
Szybciej! ponaglił Elryk. Wiosłujcie szybciej, tylko to może nas
uratować!
Wioślarze dobyli wszystkich sił i statek zaczął nabierać prędkości, pomimo iż
strzały obrońców zbierały na pokładzie obfite żniwo. Kanał biegł prosto i widać
już było nadbrzeże Imrryru.
Szybciej! Szybciej! Widać już cel!
Statek wydostał się nagle z kanału na spokojne wody zatoki i zatrzymał się,
by poczekać na płynące z tyłu posiłki. Na nadbrzeżu czekały już oddziały wojska.
Gdy siły napastników urosły do dwudziestu jednostek, Elryk wydał rozkaz ataku
na molo. Zwiastun Burzy tkwiący w pochwie zawył potakująco. Okręt flagowy
33
dobił twardo do mola lewą burtą. Znów został zasypany strzałami, które jednak
omijały, jak dotąd, Elryka prowadzącego już oddział do ataku. Topornicy Imrryru
zbili się w gromadę, by odeprzeć napaść, ale widać było, iż niewielki jest ich duch
walki. Również i oni byli nazbyt zaskoczeni przebiegiem zdarzeń.
Zwiastun Burzy ciął jednego z toporników w gardło, tym samym pozbawia-
jąc go głowy. Pohukujący demonicznie miecz, który znów skosztował krwi, za-
czął wiercić się w dłoni Elryka, jakby sam poszukiwał ciała, w które mógłby się
wbić. Na bladych wargach albinosa wykwitł krzywy uśmiech, a oczy zwęziły się
w szparki, gdy ruszył, by zabijać bez wyboru.
Pierwotnie chciał zostawić walkę innym, ostatecznie po to przyprowadził ich
do Imrryru, sam miał przecież co innego do zrobienia, i musiał się z tym spieszyć.
Spoza tłumu zbrojnych widać było piękne i subtelne wieżyce miasta migoczą-
ce koralowym różem, jasnym błękitem, złotem, bielą, stonowaną zielenią. Celem
Elryka była właśnie jedna z nich, Wieża D a rputna, do której Tanglebones miał
zabrać Cymoril. W ogólnym zamieszaniu, które właśnie się rozpętywało, nie po-
winno to być takie trudne.
Elryk wyrąbywał sobie krwawą ścieżkę w tłumie. Ktokolwiek próbował go
zatrzymać, ginął z krzykiem przerażenia w chwili, gdy czarny miecz wypijał jego
duszę.
W końcu książę zostawił walczących następnym zastępom rabusiów, którzy
już wlewali się na molo, sam zaś pobiegł krętymi uliczkami zabijając wszystkich,
którzy stanęli mu na drodze. Niczym umazana krwią, bladolica zjawa w splamio-
nych posoką szatach i w poobijanym pancerzu nie ustawał w biegu po bruko-
wanych uliczkach, aż dotarł do smukłej wieży w barwie błękitu i ciepłego złota,
Wieży D a rputna. Jej drzwi były otwarte, co sugerowało, że ktoś jest w środku.
Elryk wpadł do okrągłej sali u podstaw wieży. Nie dojrzał nikogo.
Tanglebones! krzyknął głośno. Jesteś tam? Wielkimi susami po-
biegł schodami, wciąż wołając sługę po imieniu. Na trzecim piętrze zatrzymał
się gwałtownie, słysząc słaby jęk dochodzący z jednej z komnat. To ty, Tan-
glebonesie? Wszedł do środka i zmroził go widok starego człowieka leżącego
na podłodze i bezskutecznie usiłującego zatrzymać krew płynącą z wielkiej rany
w boku.
Co się stało? Gdzie jest Cymoril?
Starcza twarz Tanglebonesa wykrzywiła się w bólu i żalu.
Ona. . . przyniosłem ją tutaj, jak kazałeś, panie. Ale. . . zakaszlał krwią,
ale. . . Książę Yyrkoon. . . on. . . on. . . znalazł nas. . . musiał mnie śledzić. Zra-
nił mnie i wziął Cymoril. . . powiedział, że będzie bezpieczniejsza. . . w Wieży
B aal nezbett. Przykro mi, panie. . .
Mam nadzieję, że jest ci przykro powiedział Elryk ze złością, ale zaraz
się opamiętał. Spokojnie, przyjacielu. Pomszczę i ciebie, i siebie. Na szczę-
ście wiem, gdzie Yyrkoon ją zabrał. Dzięki, że próbowałeś, Tanglebonesie. Niech
34
twoja długa podróż ostatnią rzeką pełna będzie spokoju. . .
Zerwał się na nogi i wybiegł z komnaty, szybko pokonał schody i znalazł się
z powrotem na ulicy.
Wieża B aal nezbett była najwyższa w Pałacu Królewskim. Elryk znał ją do-
brze, jako że tam właśnie jego przodkowie zwykli zgłębiać wiedzę tajemną i prze-
prowadzać budzące grozę eksperymenty. Zadrżał na myśl, czego to Yyrkoon może
dopuścić się wobec swojej siostry.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]