[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o dziecko ściągnęła go tu z powrotem.
Wejdz, proszę. - Zauważyła, że trzyma pod pachą jakiś paku-
nek. - A co to takiego?
Nie wiem, jak to nazwać. Plecaczek, nosidełko? No wiesz, w
każdym razie umieszczasz tam dziecko i biegniesz na zakupy.
Zastanów się, człowieku! Czy sadzałeś Tima, gdy miał pięć
tygodni? Przecież to zbrodnia! - Cofnęła się o krok. W drodze
do salonu uświadomiła sobie, że po wyjściu spod prysznica
nałożyła grubą warstwę kremu pod oczy i nie rozczesała wło-
sów. W dodatku wystroiła się w ulubiony kaftan. Ale przecież
nie przyszedł do mnie, tylko do Peaches - pocieszyła się.
Jake wcale się nie obraził za reprymendę. Przyglądał się z
uśmiechem jej bosym stopom, piegom na nieumalowanej twa-
rzy i fryzurze, która przypominała rozgrzebany stóg siana.
-Rosemary woziła Tima w wózku. Po kolacji zawsze szliśmy
na spacer. Pózniej dostawał samochodzi-
S
R
ki na pedały, rowerek trójkołowy, a w końcu dwukołowy.
Nieważne, Peaches musi dorosnąć do nosidełka, a i ścieżek
rowerowych tu niewiele.
Czy mógłbym ją zobaczyć? - Jego głos brzmiał żałośnie, bła-
galnie prawie. W żaden sposób nie pasował do tego potężnego,
dzielnego mężczyzny, który tak silnie działał na jej zmysły.
Uśmiechnęła się mimo woli. W jej śnie książę z bajki nie
ociekał wodą i nie żebrał o litość, a ona wyglądała jak królew-
na, a nie jak tłusta, piegowata wiedzma. Odgarnęła włosy z
twarzy, wciągnęła policzki i lekko pochyliła głowę. Jeszcze ja-
ko Sally June nauczyła się w mgnieniu oka poprawiać własny
wizerunek. Trenowała te triki godzinami przed lustrem na
wiele lat przedtem, zanim wolno jej było sięgnąć po kosmety-
ki.
Możesz wejść, tylko jej nie obudz. - Rozumiała go. Kiedy od-
jechał, wielokrotnie wchodziła na palcach do sypialni, żeby
popatrzeć na śpiące dziecko. - Daję ci dwie minuty i ani se-
kundy dłużej. Jest wyczerpana nadmiarem wrażeń, a niemow-
lęta potrzebują dużo snu.
Po chwili stali razem przy łóżeczku. Czuła ciepło jego ciała,
zapach mydła, wody kolońskiej i czegoś jeszcze, nieokreślo-
nego, a bardzo przyjemnego. Pachniał jak... Jake Smith.
Ależ ona maleńka - wyszeptał.
Cicho. - Położyła palec na ustach. - Spodziewałeś się, że uro-
śnie przez kilka godzin?
S
R
Nie o to mi chodziło. Tim w jej wieku wydawał się większy. -
Jake przysunął się bliżej, jego oddech uniósł kosmyk włosów
Sashy tak, że musnął jej skórę. Spragnione ciało zareagowało
na mimowolną pieszczotę na odległość jak na prawdziwy po-
całunek. Jeśli zauważy jej szybki oddech, zrzuci to na zmęcze-
nie wchodzeniem po schodach.
Chłopcy rodzą się więksi - odrzekła tak spokojnie, jak potrafi-
ła, chociaż wiedziała, że to nieprawda.
Wymienili jeszcze kilka zdań na temat rozwoju dzieci. %7ładne
nie uczyniło najmniejszego ruchu, uśmiechali się tylko. Sy-
pialnia pachniała orientalnymi perfumami i niemowlęcą za-
sypką, lecz ona czuła tylko jego zapach, po deszczu jeszcze
intensywniejszy. Lampa z brązową podstawą w kształcie We-
nus stojącej na muszli dawała przyćmione, intymne światło.
Sasha życzyła sobie, żeby Jake jak najprędzej poszedł, bo ina-
czej popełni jakieś szaleństwo. Oglądał już skutki jej nieroz-
tropności, ale tym razem bała się, że przekroczy wszelkie gra-
nice przyzwoitości. Położyła mu rękę na ramieniu i lekko po-
pchnęła w kierunku drzwi.
Minęły cztery minuty, wyczerpałeś dwudniowy limit.
Nieprawda. Nie zapominaj, czyje to dziecko.
Nie zapominaj, u kogo panuje rozgardiasz i cuchnie farbą, ja-
kiej ja nie użyłabym nawet do ubikacji -odcięła się.
Na ostatnim stopniu Jake położył jej ręce na ramionach i od-
wrócił ją ku sobie.
S
R
Posłuchaj, Sasho, gdy tylko skończy się remont, przewietrzę
porządnie i zabiorę Peaches tam, gdzie jej miejsce.
Mhm - mruknęła tylko.
Nic dziwnego, że odebrało jej mowę. Jego usta znajdowały się
zaledwie kilka centymetrów od niej, a dłonie na ramionach
prawie parzyły.
Aatwo ci się śmiać. Zrobiłem dziś pewnie kilkaset kilometrów:
do ciebie, do Cheryl, do kancelarii, do biura i znowu tutaj.
Kiedy już wszystko załatwiłem, nie znalazłem żadnej czynnej
restauracji. Przeszedłem przez piekło, a teraz umieram z głodu.
- Zauważył zbolałą minę Sashy i dodał już nieco łagodniej:
Nie oczekuj eleganckiego zachowania po głodnym, zmęczo-
nym człowieku i nie drażnij mnie, proszę. Nie mam nastroju
do żartów.
Sasha otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Jego zrenice na-
tomiast przybrały barwę ciemnego obsydianu. Dopiero po
chwili zdała sobie sprawę, że jego dłonie zanurzają się w za-
głębieniu dekoltu. Nagle przemówił zupełnie inaczej:
-Nie wiem, co ty ze mną robisz. - I przylgnął do niej całym
ciałem. Ich usta zetknęły się na moment, lecz Jake odsunął się,
nim zdążyła złapać oddech. Nie mogła mu na to pozwolić, nie
teraz, nie w takiej chwili. Przyciągnęła go do siebie i przesu-
nęła końcem języka po jego wargach. Nie wiadomo kiedy
znalezli się na sofie, Jake ułożył się na niej, wsunął dłonie pod
obszerny kaftan i przesuwał je w górę i w dół jej ciała.
S
R
Sasha wyciągnęła mu koszulę ze spodni i odkrywała najczul-
sze punkty. Kiedy dotknęła sutków, jęknął z rozkoszy.
Czy ta kanapa się rozkłada?
Nie, ale tu na parterze jest pokój gościnny.
Daleko? Nie chcę tracić czasu.
Ona też nie chciała, ale nagromadziła w salonie tyle dóbr, że
gdyby się wyprostował, kopnąłby w jakiś antyk. Z trudem
oderwali się od siebie, wstali i znów do siebie przylgnęli. Sas-
ha jeszcze nigdy tak rozpaczliwie nie pragnęła mężczyzny. Nie
była nowicjuszka, lecz wszystkie dotychczasowe doświadcze-
nia wydały jej się nagle bezbarwne i nieciekawe jak trening w
basenie przed wypłynięciem w bezmiar oceanu. Kolana ugięły
się pod nią, nie mogła mówić, pokazała tylko głową kierunek.
Gorące dłonie obejmowały jej piersi. Wsunęła ręce pod pasek
jego spodni zadowolona, że wcześniej pozbyła się pierścion-
ków. Miał wspaniałe, jędrne ciało. Czuła wypukłość naprężo-
nych mięśni. I nie tylko... W drodze do sypialni całowali się
zachłannie. Jake położył na nocnej szafce podłużny pakiecik,
ona w pośpiechu zrzuciła na podłogę stertę katalogów. Zawa-
hała się przez moment. Nie wiedziała, czy powinna zdjąć ka-
ftan; czy poczekać, aż jej pomoże, czy lepiej, żeby rozbierali
się jednocześnie, czy wzajemnie... Czterokrotna mężatka nagle
poczuła się zakłopotana jak dziewica. Może mu się nie spodo-
ba naga? Co się stanie, gdy uzna jej kształty za zbyt obfite albo
zauważy rozstępy? Zanim sobie odpowiedziała,
S
R
Jake zdjął jej kaftan. Postanowiła, że następnego dnia podrze
ulubiony strój na ścierki.
- Możesz się jeszcze wycofać - powiedział lekko schrypniętym
głosem.
Nie miała takiej szansy ani ochoty. Błyskawicznie pozbył się
ubrania, nie spuszczając z niej wzroku. I ona nie mogła ode-
rwać oczu od jego wspaniałego ciała. %7ładne słowa nie mogły
oddać jej zachwytu. Nie pamiętała, czy powlokła pościel, ale
nie miało to w tej chwili żadnego znaczenia. Zsunął jej maleń-
kie majteczki, ułożył się koło niej na boku, wtulił twarz w rude
włosy i wodził końcem języka po jej szyi. Sashy chciało się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]