[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obawiając się, że zechce sobie coś zrobić. - Powiedział, co chce ze mną zrobić!
Dyszała ciężko.
- Zabij mnie! Zabij! Zanim tutaj wejdzie! Conan spojrzał na nią i potrząsnął głową.
- Zrobię, co będę mógł - powiedział. - To nie będzie wiele, ale da ci szansę wydostania się z komnaty. Biegnij do
brzegu. Mam tam łódz przycumowaną przy schodach. Jeżeli wydostaniesz się z pałacu, może uda ci się uciec.
Wszyscy mieszkańcy miasta śpią.
Ukryła twarz w dłoniach, Conan podniósł swą szablę, podszedł do dudniących pod uderzeniami drzwi i stanął
przy nich. Patrząc na niego trudno było uwierzyć, że czekał na nieuniknioną, w swoim przekonaniu, śmierć. Mo-
że oczy jarzyły mu się bardziej niż zwykle i silniej ścisnął broń w muskularnej dłoni - to wszystko.
Zawiasy ustąpiły pod straszliwymi ciosami giganta i drzwi zakołysały się gwałtownie, przytrzymywane tylko
przez rygle. Te solidne, stalowe sztaby również gięły się i łamały, jakby były z miękkiej miedzi. Conan spoglądał
na to z niemal beznamiętnym zainteresowaniem, podziwiając nieludzką siłę potwora. Nagle, bez ostrzeżenia,
dudnienie ustało. Po drugiej stronie drzwi wyczulony słuch barbarzyńcy pochwycił dziwne dzwięki; trzepot
skrzydeł i skrzeczący głos, przypominający skowyt wiatru o północy. Pózniej nastała cisza, lecz nieco inna niż
poprzednio. Conan wiedział, że władca Dagonii odszedł.
Cymmerianin zerknął przez szparę powstałą między drzwiami a framugą. Podest był pusty. Conan odciągnął
zwichrowane rygle i ostrożnie odstawił na bok wyłamane drzwi. Khosatrala nie było na schodach, tylko gdzieś w
dole usłyszał trzask zamykanych drzwi. Nie wiedział, czy gigant knuł jakiś nowy podstęp, czy też wezwał go
gdzieś tajemniczy głos, ale nie tracił czasu na rozważania. Krzyknął na Oktawie i ton jego głosu sprawił, że
dziewczyna skoczyła na nogi i stanęła u jego boku.
- Co się stało? - szepnęła.
- Nie traćmy czasu na rozmowy! - syknął. - Chodzmy! Conan odmienił się całkowicie; z błyskiem w oczach rzekł
głosem nie znającym sprzeciwu:
- Pójdziemy po nóż! Magiczne ostrze Yuetshów. Zostawił je w krypcie!
W dzikim pośpiechu pociągnął dziewczynę za sobą.
Po drodze przypomniał sobie tajemną kryptę przylegającą do sali tronowej i oblał się potem. Jedyna droga do
grobowca wiodła obok miedzianego tronu stworzenia, które na nim spoczywało. Jednak nie wahał się ani chwi-
li. Szybko zeszli po schodach, przeszli przez komnatę, zbiegli po następnych schodach i stanęli pod drzwiami
wielkiej, mrocznej sali. Nigdzie nie dostrzegli śladu kolosa. Zatrzymując się przed spiżowymi podwojami Conan
ujął Oktawie za ramiona i potrząsnął nią mocno.
- Słuchaj! - warknął. - Wejdę do komnaty i zamknę drzwi za sobą.
- Stój tu i czekaj; jeśli usłyszysz kroki Khosatrala, zawołaj mnie. Jeżeli usłyszysz mój krzyk - biegnij jakby cię goni-
ły wszystkie demony - zresztą tak będzie. Uciekaj przez tamte drzwi na końcu korytarza, bo ja już nie będę ci
mógł pomóc. Idę po nóż Yuetshów!
I zanim zdążyła zaprotestować, prześliznął się przez uchylone wierzeje i zamknął je cicho za sobą. Ostrożnie
opuszczając rygiel, nie zauważył, że można go odsunąć z drugiej strony. Odszukał wzrokiem ukryty w gęstym
mroku miedziany tron - tak, oślizły gad wciąż tam leżał, oplatając go swoim cielskiem. Conan dostrzegł drzwi za
tronem i domyślił się, że prowadzą do krypty. Jednak, aby tam się dostać, musiał przejść przez podium parę
stóp od potwora.
Wietrzyk wiejący po zielonej posadzce narobiłby więcej hałasu niż cicho stąpający barbarzyńca. Ze spojrzeniem
utkwionym w śpiącej bestii dotarł do podium i wszedł na szklane stopnie. Potwór nie poruszył się. Conan był już
blisko drzwi...
Szczęknął brązowy rygiel przy wielkich drzwiach i Cymmerianin stłumił wściekłe przekleństwo widząc wchodzą-
cą do sali Oktawie. Rozejrzała się, nie widząc w gęstym mroku; Conan stał jak wryty nie mogąc jej ostrzec.
Dziewczyna dojrzała go i podbiegła ku podium, krzycząc:
- Chcę iść z tobą! Boję się zostać sama! Och!
Z przenikliwym okrzykiem uniosła ręce w górę, gdy wreszcie dostrzegła zwiniętego na tronie węża. Trójkątna
głowa podniosła się i wyciągnęła w kierunku Oktawii. Płynnym ruchem gad począł spełzać z tronu; powoli, zwój
po zwoju, paraliżując dziewczynę spojrzeniem nieruchomych oczu. Jednym rozpaczliwym susem Conan przebył
przestrzeń dzielącą go od tronu i z całej siły ciął szablą. Lecz gad był od niego szybszy. Pochwycił Conana w pół
skoku, otaczając swoimi splotami. Szabla spadła bez rozmachu przecinając łuski, ale nie raniąc poważnie węża.
Conan miotał się rozpaczliwie w straszliwym uścisku, wyciskającym mu dech z piersi i miażdżącym żebra.
Prawe ramię miał wciąż jeszcze wolne, ale nie mógł nabrać rozmachu, by wymierzyć morderczy cios, a wiedział,
że musi zabić bestię jednym ciosem. Wytężył wszystkie siły, czując, że mięśnie zamieniają mu się w węzliste bry-
ły, a żyły prawie pękają z wysiłku. Stanął na nogi, dzwigając niemal cały ciężar czterdziestostopowego cielska.
Przez moment chwiał się na szeroko rozstawionych stopach, wreszcie wzniósł błyszczące ostrze nad głowę.
Szabla spadła ze świstem, przecinając łuski, ciało i kręgi gada. Zamiast jednego węża były teraz dwa, wijące się
po posadzce w kurczach agonii. Conan chwiejnie opadł na bok, kręciło mu się w głowie, krew lała się z nosa i
miał mdłości. Macając wokół siebie złapał Oktawie i potrząsnął nią, aż zadzwoniła zębami.
- Następnym razem kiedy każę ci zostać - wydyszał - to zostaniesz!
Był zbyt oszołomiony, by dosłyszeć jej odpowiedz. Chwyciwszy ją za rękę jak krnąbrne dziecko, podszedł do
drzwi, szerokim łukiem omijając wciąż drgające cielsko. Wydawało mu się, że w oddali słychać jakieś wrzaski,
ale w uszach mu jeszcze szumiało, więc nie był tego pewny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Ian Watson Converts
    Kira Stone [Deadly Sins] Envy (Changeling) (pdf)
    Laura Lee Guhrke The Charade
    Asimov, Isaac Earth Is Room Enough
    Anonymous The Memoirs of a Voluptuary
    Stephanie Bond byc_gwiazda
    Bahdaj Adam Do przerwy 0;1
    Carlisle Kate Gry miśÂ‚osne
    Ojciec Pio gospodarz Pana Boga Antonio Pandiscia
    Moderna GramĂĄtica Portuguesa Evanildo Bechara
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • robertost.xlx.pl