[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie będzie znosił takiego zachowania małej. Pewnie już ma dosyć.
Na szczęście uznał sprawę za zakończoną i w czasie posiłku prowadził swobodną, zwyczajną rozmowę.
- Zanim zapomnę... - rzekł w pewnej chwili. Wyjął z kieszeni niewielką, prostokątną kartę i przesunął ją po stole w
stronę Erin. - Chyba nie muszę dodawać, że możesz z niej korzystać do woli?
- I tak nie będę, ale dziękuję - odparła. Właśnie zastanawiała się, co włożyć na tę wyprawę do miasta.
- Nie ma za co.
Samanta, która najwyrazniej zapomniała o całym zajściu, była podniecona czekającą ją kolejną przygodą. Erin
żałowała, że choć w części nie potrafi być taka beztroska. Wciąż pamiętała o porannym upokorzeniu.
Szybko skończyła jeść i poszła do sypialni, by ze swych nielicznych ubrań wybrać coś odpowiedniego. Zdecydowała
się
UWODZICIELKA Z BARBADOSU
55
na kolorową spódnicę i białą bluzkę, obie kupione w sklepie z używanymi rzeczami. Sandały, prawie nowe, też
pochodziły z tego samego zródła.
Nick tym razem nie skomentował jej wyglądu. On też zmienił dżinsy i podkoszulek na białe spodnie i rozpiętą pod
szyją rdzawą koszulę. Jego wygląd znowu wywarł na niej wielkie wrażenie. Nic nie mogła na to poradzić. Mogła
tylko próbować jakoś ukryć swoją reakcję.
Bridgetown, stolica Barbadosu, tętniło życiem. Nick zaparkował w pobliżu Careenage, niewielkiego, lecz
ruchliwego portu.
- Zacznijcie od Broad Street - poradził, wskazując wiodącą w lewo aleję. - Spotkamy się tutaj o dwunastej.
Erin patrzyła, jak Nick odchodzi, i zastanawiała się, z kim ma się spotkać. Na pewno nie z jakąś zwariowaną
nastolatką. Jedna to aż nadto dla każdego mężczyzny. - Chodz. - Samanta pociągnęła ją za rękaw. - Mamy tylko
trzy godziny!
Erin oprzytomniała.
- Ty na pewno nie ograniczysz się do tej jednej wyprawy - zażartowała.
- Nie mam zamiaru w ogóle się ograniczać - oznajmiła zdecydowanie Sam. - Słyszałaś, co Nick powiedział. Mogę
kupić, co chcę.
Erin była oszołomiona ilością i różnorodnością sklepów na tej jednej przecież tylko ulicy. Nie mówiąc już o wyborze
towarów. Szczególnie pewna błękitna suknia na wąskich ramiącz-kach bardzo jej się spodobała. Samanta błagała, by
ją choć przymierzyła. Erin odmówiła, bo wiedziała, że potem trudniej jej będzie zrezygnować z kreacji. Zresztą nie
szata zdobi człowieka. To co ma, wystarczy. Nowe rzeczy kupi sobie dopiero za własne pieniądze. Choćby długo
musiała na to czekać.
56
O pół do dwunastej miała już dość. Samanta nie zgodziła się, by sklepy odesłały im zakupy do domu, były więc
obładowane jak wielbłądy.
- Mamy jeszcze czas, żeby się czegoś napić przed spotkaniem z Nickiem - powiedziała Erin, przystając przed jakąś
kawiarnią. - Padam ze zmęczenia.
- No, dobrze - zgodziła się, choć bez entuzjazmu, Samanta. - Zresztą to przecież nie są nasze ostatnie zakupy!
Erin nie skomentowała uwagi siostry. Już dawno zrezygnowała z zapamiętywania sum, jakie wydały, choć
wiedziała, że na pewno były astronomiczne. Zresztą, Nick sam jest sobie winien, bo nie określił żadnego limitu. Tyle
tylko, że z tą świadomością wcale nie czuła się lepiej.
Kawiarnia .była pełna. Rozglądając się za jakimś wolnym miejscem, Erin zauważyła, jak jeden z dwóch chłopaków
siedzących przy czteroosobowym stoliku pod oknem macha do nich zapraszająco. Szybko odwróciła wzrok, ale
Samanta była zachwycona. Roztrącając ludzi po drodze, przedarła się ku nim. Erin, chcąc nie chcąc, podążyła za nią,
mrucząc pod nosem przeprosiny.
Nowo kupiony jasnocytrynowy garnitur, w którym Samanta od razu wyszła ze sklepu, dodawał jej co najmniej dwa
lata. Obaj chłopcy patrzyli na nią z zachwytem, kiedy rzuciła torby na podłogę i opadła na krzesło.
- Dzięki, że nas przygarnęliście. Zaraz umrzemy z pragnienia!
- Nie ma co czekać na kelnerkę - rzekł blondyn, który zaprosił je do stolika. - Sam pójdę i coś przyniosę. Na co macie
ochotę?
Stojąca przy stoliku Erin powstrzymała go ruchem ręki.
- Nie trzeba. Ja to załatwię.
- Mnie pójdzie szybciej - nie rezygnował chłopak. - Turystów zawsze obsługują na końcu.
UWODZICIELKA Z BARBADOSU
57
- My nie jesteśmy turystkami - wtrąciła się Samanta. - Mieszkamy tutaj.
- Naprawdę? - Chłopak był jeszcze bardziej zainteresowany. - Jak to możliwe, że nigdy was nie widzieliśmy?
- Bo przyjechałyśmy dopiero wczoraj - wyjaśniła Erin. Uświadomiła sobie, że nie ma żadnej gotówki, musiała więc
zgodzić się na propozycję chłopaka. Usiadła przy stoliku i postawiła na podłodze pakunki. - Dzięki.
- Zaraz wracam - rzucił chłopak i ruszył w stronę baru.
- Jestem Reece Brady - przedstawił się ten, który pozostał.
- A tamten to Tim Wyman. Też mieszkamy tu na stałe.
- Od urodzenia? - spytała Samanta.
- Tim tak. A moi rodzice przenieśli się tu z Michigan, kiedy byłem dzieckiem.
Według Erin Reece miał teraz nie więcej niż siedemnaście lat. I był całkiem przystojny - z gęstą strzechą
rudobrązowych włosów i wesołymi, zielonymi oczami.
Kiedy Samanta dokonała prezentacji i padło nazwisko Nicka, Reece rozpromienił się.
- A więc to o was wszyscy mówią! - wykrzyknął. - Carson naprawdę jest waszym stryjem?
- Jest młodszym bratem mojego ojca - wyjaśniła Sam, zanim Erin zdążyła cokolwiek powiedzieć. - Tata nie zostawił
ani grosza, kiedy umarł, więc przyjechałyśmy, żeby zamieszkać ze stryjem Nickiem.
- I pomóc mu w trwonieniu tego ogromnego majątku?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]