[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Elizabeth nie miała więcej argumentów. Uznała, że historia będzie
dużo bezpieczniejszym tematem niż duchy.
104
R S
- Czy znalazła pani coś wyjątkowego o moich przodkach? Wiem, że
Ruckles zbiera informacje do swojej książki, ale jest dopiero na początku.
- Nic wstrząsającego. Te listy są pomieszane, dzienniki też. Nigdy
nie wiem, na co się natknę. Jest mnóstwo zapisów o narodzinach i
zgonach, a także o sprawach politycznych. Longfordowie to bardzo
dyplomatyczni ludzie.
- Dyplomatyczni? - zdziwił się Sam.
- Ja odziedziczyłam geny po matce - wyjaśniła mu Elizabeth.
Betsy poklepała ją uspokajająco po ramieniu.
- To nic złego, że ktoś jest szczery. Kobiety, z którymi zazwyczaj
spotyka się Sam, wdzięczą się, przewracają oczami i chciwie chłoną każde
jego słowo.
- Wdzięczą się? Nie zgadzam się. Tylko dlatego, że uważają mnie za
kogoś wyjątkowego, nie znaczy, że...
- Daj spokój, Sam. Niedobrze mi się robi, jak na nie patrzę. Gdzie ty
je znajdujesz?
Sam wstał i podszedł do drzwi.
- Nie mam zamiaru omawiać mego życia osobistego z kobietą, która
wymyśla historie o duchach.
- Co ożywiło nieco panującą tu atmosferę. Nie obraz się, moja droga,
ale temu domowi przyda się trochę dodatkowej podniety.
Dodatkowej podniety? Elizabeth spojrzała na Sama i jego tak samo
niedowierzającą minę.
- Proszę pani, w ciągu minionych trzydziestu sześciu godzin mój stan
posiadania powiększył się o dziesięcioro bardzo ważnych gości, dziurę w
suficie, męża, teściową i zmyślonego ducha. Było mi bardzo miło panią
poznać, ale nie potrzebuję żadnych dodatkowych podniet.
105
R S
- Wszystko ma też swoje dobre strony - wtrącił się Sam. -
Zauważyłaś może, że w kuchennym korytarzu nie ma już kałuży?
- Naprawdę?
- Przydałby ci się nowy dach, ale na razie naprawiłem ten występ.
Tymczasowo.
Przydałoby jej się wiele rzeczy, nie tylko nowy dach. Wśród nich
taki mężczyzna, jak on. Szkoda, że i on jest tu tylko tymczasowo.
- Bardzo ci dziękuję, ale naprawdę nie musiałeś tego robić.
Sam wzruszył ramionami i podszedł do drzwi...
- To była dla mnie czysta przyjemność. Zjesz ze mną śniadanie?
- Tak, za chwilę.
- To bardzo dobry pomysł - ucieszyła się Betsy. - Powinniście
spędzać ze sobą więcej czasu i zachowywać się jak zakochane małżeństwo.
Przecież wszyscy chcemy, żeby nasi goście widzieli w nas jedną wielką,
szczęśliwą rodzinę, prawda?
Sam posłał matce - a może Liz - pocałunek i zniknął za drzwiami.
- Sam to prawdziwa złota rączka. Szczęśliwa będzie kobieta, która
go poślubi - zauważyła z typową dla niej szczerością pani Martin.
- Na pewno - zgodziła się z nią Elizabeth. Wstała i odstawiła krzesło.
- A ty, moja droga? Nie chcesz chyba powiedzieć, że taka urocza
młoda dama nie myśli o małżeństwie?
Elizabeth przystanęła w drzwiach i spojrzała prosto w błękitne oczy
starszej pani.
- Raz już byłam zamężna, proszę pani. I nawet ktoś taki, jak pani
syn, nie namówi mnie na to ponownie.
Starsza pani nie uwierzyła w ani jedno jej słowo.
106
R S
- Mniejsza o to. Dalej będę szukać ciekawostek dla Rucklesa. Ma
dziś donieść jeszcze kilka pudeł, więc może uda mi się znalezć coś
ciekawego. Kilka pań zaoferowało swoją pomoc, więc pewnie wszystko
szybciej pójdzie.
- Kilka pań? Moich pań?
- Powiedziały, że nie mogą się doczekać. Nie masz nic przeciw temu,
moja droga, prawda?
- No, cóż.
- Dziś tak pada. Przynajmniej będą miały jakieś zajęcie.
- Skoro ma im to sprawić przyjemność - zgodziła się niechętnie
Elizabeth. - Chciałam co prawda zabrać je na wycieczkę.
- To pewnie będzie zabawniejsze niż czytanie starych papierzysk, ale
w taki deszcz niektóre z pań będą chyba wolały zostać w domu.
- Może ma pani rację.
- Damy ci znać, jeśli znajdziemy coś ciekawego - rozpromieniła się
pani Martin.
Elizabeth miała nadzieję, że nic takiego się nie stanie. - Tylko
żadnych więcej opowieści o duchach, dobrze?
- Nie psuj nam zabawy. Z faktami zresztą się nie dyskutuje.
- Tylko niech pani nie przesadzi. Nie chcę, żeby potem moich gości
męczyły senne koszmary.
- Tylko historyczne fakty, obiecuję. Ruckles ma poszukać jakiegoś
katalogu obrazów. I przyniesie nam jeszcze kilka pudeł.
- Zdaje się, że dzieła sztuki skatalogowano przed śmiercią mego
dziadka. Postaram się znalezć ich spis, choć wątpię, czy to pani pomoże.
- Nigdy nie wiadomo, co się znajdzie. - Pani Martin nie dała się zbić
z tropu.
107
R S
- Poszukam tego po śniadaniu - obiecała Elizabeth i wyszła z pokoju.
Z początku dom wydał jej się zupełnie cichy, dopiero przy schodach
usłyszała, że gdzieś ktoś gwiżdże jakąś ludową, amerykańską piosenkę.
Mimo zamieszania, jakie wniósł do Longley, Sam umie ją rozbawić.
Jego matka jest może ekscentryczką, ale uroczą. Poza tym Sam
zlikwidował tę cholerną kałużę.
Mowy nie ma, bym się zakochała, powtarzała sobie w duchu, idąc na
wspólne z nim śniadanie.
- Co to są za cuda?
Sam wszedł trzy kroki w głąb czegoś, co kiedyś było salonem. Szedł
jak mógł najostrożniej, mijając szeregi biało-niebieskich naczyń.
- Stara chińska porcelana. Ostrożnie. Próbuję ją skatalogować.
Elizabeth wskazała mu ogromny stół, zastawiony porcelanowymi
miseczkami, dzbankami, półmiskami, figurkami i buteleczkami.
- To moje zadanie na zimę. Zebraliśmy wszystko w jednym pokoju,
żeby był do nich łatwy dostęp.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- Nie ty jeden. - Elizabeth w zamyśleniu ostrożnie dotknęła jednej z
miseczek. - Zeszłego lata odkryłam, że kolekcja piątego lorda jest
najprawdopodobniej bardzo cenna. Rzadko się zdarza tak wielki zbiór
siedemnastowiecznej porcelany w jednym miejscu.
- Co masz zamiar z tym zrobić?
- Jak to wszystko skataloguję, wezwę eksperta i zorganizujemy
wystawę. Mam nadzieję, że przyciągnie do Longley jeszcze więcej
zwiedzających.
Sam wyobraził sobie hordy ubranych na biało-niebiesko turystów.
108
R S
- Musimy mieć coś, co będzie nas wyróżniało.
- Coś lepszego niż duch królowej Elżbiety?
- Nie żartuj - obruszyła się Elizabeth. - Cała okolica by się ze mnie
śmiała.
- Dlaczego?
- Nie ma dowodów, że królowa kiedykolwiek tu była. Krążyły takie
opowieści, że miała przyjechać, ale wizytę odwołano z powodu choroby
jednej z córek lorda. To chyba była ospa. Królowa nocowała gdzie indziej,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]