[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siedział już Abd ul Moshed, nogami niemal dotykając ziemi, bardzo zamyślony.
- Stój! - zawołał nagle - Abd ul Moshedzie, twój osioł idzie w przeciwną stronę, każ mu
się zwrócić ku mojemu domowi.
Abd ul Moshed zbudził się z zadumy i rzekł niechętnie:
- Nie może być inaczej. Osioł mój przez lat dwadzieścia dzwiga mnie z domu do
kawiarni i z kawiarni do domu i za żadną cenę w inną nie pójdzie stronę; pojadę tedy aż do
drzwi mojego domu, tam go zawrócę i wtedy dopiero łatwo będę się mógł udać na nim do
ciebie.
Hassan wpadł w rozpacz i począł targać brodę, życząc bydlęciu temu śmierci w nie
sławie, nic mógł jednak nic poradzić na to, więc płacząc na poły, prosił Abd ul Mosheda, aby
używszy pięt, przynaglił osła do szybszego biegu. W tej jednak właśnie chwili osioł przystanął
nagle na środku drogi i opuściwszy uszy, znieruchomiał.
- Bismillach! - jąknął Hassan - co mu się stało?
Abd ul Moshed otworzył oczy, które przymknął słodko przed chwilą, i rzekł:
- Albo sobie coś przypomniał i za chwilę ruszy szybko jak błyskawica, albo też nie
opodal we drzwiach swojego sklepu stoi piekarz, którego widoku mój osioł nie znosi. Oto tam
zły ten człowiek stoi w istocie na progu, krzyknij więc na niego, aby się ukrył.
Hassan podjął kamień z ziemi i krzyknął gromko:
- Schowaj się, synu wieprza, albo ci głowę rozwalę kamieniem. Szlachetne to zwierzę
nie znosi widoku plugawego twego oblicza, gdyż jest mądre i nie cierpi złodzieja, co oszukuje
na wadze mąki.
Znikł w tejże chwili w jamie drzwi ów piekarz, jak placek owsiany ginie w czeluści
szeroko rozwartej gęby zgłodniałego wojownika, zaś Abd ul Moshed uśmiechnąwszy się, takie
wypowiedział słowo:
- Roztropnie uczyniłeś i dzięki ci składam, żeś mojego osła szlachetnym nazwał
zwierzęciem; zdaje mi się, że już z mniejszą nizli przedtem patrzy na ciebie pogardą i szybciej
stąpa. Błagaj teraz Allacha, by zmrok nie zapadł i by się z minaretu nie odezwał muezin,
albowiem osioł znowu przystanie, tę bowiem ma namiętność, że lubi śpiew i lubi go słuchać w
skupieniu.
Daleko jednak było jeszcze do wieczora, wice się tego nie obawiał nieszczęsny Hassan,
na którego dwa się sprzysięgły osły: los i osioł Abd ul Mosheda - dreptał tedy w milczeniu,
wpatrzony w białe bydle jak w zmorę, tysiąca mu życząc chorób, lecz chytrze i obłudnie
cmokał od czasu do czasu ustami, niby się dziwiąc wielkiemu rozumowi zwierzęcia i w głos je
sławiąc.
Równocześnie rozmyślał o swoim okropnym nieszczęściu, a złość go pędziła naprzód,
jak krzykliwy pastuch w czerwonym turbanie gna biczem leniwego wołu; ile razy zaś pomyślał
o haniebnej zdradzie jednej z pięciu żon, podrywał się nagle jak senny kawas, co nagle w dali
ujrzał mordercę dwudziestu sześciu kobiet i czterdziestu siedmiu dzieci i gonić go poczyna
zdyszany; biegł tak naprzód i wyprzedzał obu mędrców, z których jeden jechał na drugim,
zanim go nie zawrócił dostojny głos Abd ul Mosheda wołającego:
- Powróć, Hassanie, albowiem zgubiłeś pantofel!
Wracał więc zziajany jak pies, co stracił wiatr, i bardzo złością zmęczony zawodzić
zaczął nad swoją dolą i skomleć; potem się z wielką goryczą zwrócił do mędrca i rzecze:
- Możeż to być, Moshedzie, aby nie było na świecie wiernej żony?
- Zapytaj o to mojego osła - odrzekł mu Moshed - tyle wiem o tym, co i on.
- Powiedz mi jednak, abyś mnie pocieszył&
Abd ul Moshed zamyślił się głęboko nad odpowiedzią, co zwykł czynić zawsze, nawet
wtedy, kiedy go pytano, jak się nazywa, aby niczego lekce nic wyrzec, potem mówił:
- Są na świecie wierne żony&
- Ooch! - cmoknął Hassan jak derwisz, co ujrzał otwarte niebo, albo jak skazaniec,
któremu ostatnią dano plagę w pięty. - Ooch! lecz jak je wynalezć?
A Moshed spojrzał na niego litościwie z wysokości osła i rzecze:
- Czy umiałbyś wynalezć w nadmorskim piasku ziarnko maku?
- Hę? - zdumiał się Hassan.
- Tak też jest trudno znalezć perłę wśród niewiast& Tak to jest - ciągnął Moshed w
niebo patrząc - jednego ukarał Allach chorobą oczu, drugiego świerzbem skóry, trzeciego
chorobą zębów, innego chorobą serca, rozdzielając między wszystkich sprawiedliwie i znośnie,
zaś na którego się zawziął, temu dał wielkie zdrowie, jako tobie Hassanie, i pięć żon, jako tobie
Hassanie. Czemu nie byłeś uczciwy i pobożny i czemu nic poszedłeś do Mekki, garść daktylów
wziąwszy w zanadrze? Opowiadał mi pewien człowiek święty, że miał dwanaście żon i życie
miał bardzo ciężkie, postanowił wtedy przebłagać Boga i co rok odbywał pielgrzymkę; ile zaś
razy z niej powrócił, tyle razy o jedną mniej miał żonę, bowiem zawsze któraś umarła. Tak to
Allach nagrodził pobożnego, który potem świętym został, albowiem z nadludzkiej radości
postradał zmysły i wielki tym zyskał u ludzi szacunek.
Raz jeszcze ci jednakże powtarzam, że są na ziemi kobiety dobre, wierne i wielce
szanowne, te jednak cnót się swoich wstydzą, mniemając dziwnie, że będą wyśmiane, jako że
się niby ponad inne wynoszą. Z tych jedne niecne stroją miny, cnotliwymi będąc w tajemnicy,
inne zasię - jako owce, co wszystkie w wodę lezą, dlatego że dwie przedtem wlazły - czym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]