[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sara głośno odstawiła kieliszek.
- Skoro mówimy o kryształowo jasnych odpowiedziach& - Urwała i pobiegła do gabinetu.
Kincaid i Adrian spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Po raz pierwszy zostali sami.
- Wszystko pod kontrolą? - spytał Kincaid.
- Tak. Agencja się tym zajmie. Naprawdę dałem im do zrozumienia, że to ty związałeś Vaughna jak
prosiaka. Jeśli jednak Vaughn będzie za dużo mówił, Gilkrik zgadnie, że jeszcze działam.
- Nic nie szkodzi. Obawiam się, że ty należysz do przeszłości. Ostatnim razem, kiedy rozmawiałem z
Gilkirkiem, rzuciłem od niechcenia twoje nazwisko, żeby się przekonać, jak zareaguje. Prawdę
mówiąc, niespecjalnie się zainteresował. Gilkirk nic nie zrobi. Ma u ciebie dług wdzięczności i
dobrze o tym wie. To porządny człowiek. Płaci długi.
- Cieszę się, że należę do przeszłości - powiedział Adrian. - Ale Sara&
- Nie przejmuj się Sarą. Jest moją siostrzenicą. Znam ją od dziecka.
- Sara jest kobietą. Ma w głowie obraz Wilka. Co ty jej o mnie naopowiadałeś, Kincaid?
- Drobiazgi. To i owo. Rok temu bardzo się o ciebie martwiłem, przyjacielu. Nie byłem pewien, czy
książka okaże się dostatecznym lekarstwem. Pewnego wieczoru wypiłem z Sarą parę kieliszków i
język mi się rozwiązał. Chyba za bardzo się rozgadałem. Sara po swojemu podkolorowała to, co jej
powiedziałem. Ma bujną wyobraznię.
- Czy naprawdę opowiedziałeś jej jakąś idiotyczną bajeczkę, że kiedy wchodzę do pokoju,
temperatura spada o dwadzieścia stopni?
- Bardzo możliwe. Czasami tak jest naprawdę.
- Nic dziwnego, że mnie nie zapraszają na przyjęcia. Lowell Kincaid wybuchnął śmiechem.
- Nie martw się, tak się dzieje tylko wtedy, kiedy pracujesz. Ludzie nie zapraszają cię na przyjęcia,
bo uważają, że nie jesteś człowiekiem towarzyskim.
- Powiedziałeś jej, że jestem zdrajcą? Kincaid spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Nic podobnego. Obawiam się, że sama doszła do tego wniosku. Powiedziałem jej, że kiedyś
szkoliłem człowieka, który miał przezwisko Wilk i o którego się martwię. Pewno założyła& - Chciał
jeszcze coś dodać, ale Sara wróciła do pokoju, przerzucając z ręki do ręki kryształowe jabłko.
- A, jabłko.
- Tak, jabłko. - Spojrzała niby to groznym wzrokiem.
- Tutaj jest odpowiedz, prawda, wuju? Jasna jak kryształ.
Dobrodusznie pokiwał głową.
- To jest specjalny mikroelement, który udaje bańkę powietrza zanurzoną w krysztale. Aadne
jabłuszko, co? Kazałem zrobić po jednym dla ciebie i dla Adriana. Każde z was ma pół mapy. To
jest wasz ślubny prezent. Nie samo złoto, ale przygoda, jaka się z tym wiąże. Pewnego dnia ktoś z
waszej rodziny będzie mógł poszukać złota. Może za dwadzieścia lat, kiedy w tej części świata
będzie już spokojnie. Może następnemu pokoleniu dopisze więcej szczęścia. Kto wie? Tymczasem
zostaje wam fantazjowanie.
- To wspaniały prezent - powiedziała Sara z ciepłym uśmiechem.
- Tak myślałem. Coś dla kobiety z bujną wyobraznią. Kiedy się domyśliłaś, że chodzi o jabłko?
- Podczas rozmowy z Vaughnem. Wiedziałam, że odpowiedzi nie ma co szukać w książce Adriana.
Fantom podaje różne informacje, ale nie wskazuje miejsca, gdzie schowane jest złoto.
Wykorzystałam książkę, żeby ściągnąć tu Vaughna. Zgadłam, że chodzi o jabłko, kiedy wszystko
sobie przemyślałam. Dawałeś do zrozumienia, że złoto jest prezentem ślubnym. Czymś, co mamy
dzielić. I dałeś po jabłku nam obojgu. Poza tym zawsze używałeś tego zwrotu o kryształowo jasnych
odpowiedziach i chowałeś rzeczy w widocznych miejscach. Samo jabłko ma złoty listek i korzonek,
co było kolejnym śladem. Złoto na jabłku oznaczało złoto w Azji, prawda? I dałeś nam podstawową
wskazówkę, gdy opowiedziałeś Adrianowi o legendzie. W końcu chciałeś, żebyśmy oboje mieli
dostęp do rozwiązania zagadki na wypadek, gdyby ci się coś stało. Musieliśmy się tylko rozejrzeć.
Kincaid pokiwał z aprobatą głową.
- I okazało się, że jedyną rzeczą, jaką dałem wam obojgu są jabłka. Niezle, Saro, niezle.
- Gry i zabawy - mruknął pod nosem Adrian.
- Jeśli chcesz wejść do rodziny, musisz się do tego przyzwyczaić - poradził mu Kincaid.
- Na dziś mam dość. Przepraszam, ale idę się położyć. Możesz spać na kanapie, Kincaid. Twoja
siostrzenica zajęła pokój gościnny - wyjaśnił Adrian, wstając.
Sara szybko podniosła głowę. - Posłuchaj, Adrianie&
- O co chodzi?
- Chciałam tylko zapytać o twój dzisiejszy wypad. - Sara przygryzła wargę, najwyrazniej szukając
odpowiednich słów. - To znaczy Vaughn myślał, że poleciałeś do Meksyku.
- Chciałem, żeby tak myślał.
- Ale&
- Kupiłem bilet do Meksyku. Po drodze samolot ląduje kilka razy. Wysiadłem w Los Angeles.
- Rozumiem - stwierdziła cicho. - Chciałeś, żeby Vaughn uważał, iż sam się wybrałeś po złoto.
- Miałem nadzieję, że to go sprowokuje do działania - wyjaśnił cierpliwie Adrian. - Spodziewałem
się, że zaatakuje w nocy, myśląc, że jesteś sama, a ja go zaskoczę. Miałem wszystko dokładnie
zaplanowane, a ty to pozmieniałaś.
- Vaughn mnie oszukał. Odebrałam telefon od wuja Lowella. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Vaughn zmontował taśmę z nagrań na automatycznej sekretarce, które znalazł w domu wuja.
- Wiem - stwierdził Adrian. - Vaughn mi powiedział. Sara spojrzała na niego z zainteresowaniem.
- Naprawdę?
- Powiedział mi dużo różnych rzeczy. Dobranoc, Lowell, dobranoc, Saro - pożegnał ich Adrian i
wyszedł.
Uśmiech Sary znikł i w jej oczach pojawiła się bolesna tęsknota. Powoli położyła jabłko na
kolanach.
- Ma czelność oskarżać nas o gry - szepnęła. - A co sam zrobił dzisiaj rano, opowiadając mi bzdury o
tym, że jedzie szukać kontaktu z człowiekiem, który może wiedzieć, gdzie jesteś?
- To nie była gra. Adrian nigdy nie stosuje takich sztuczek. Po prostu nie chciał, żebyś znała prawdę.
- Jaką prawdę?
- %7łe nie zna nikogo, z kim mógłby się skontaktować. %7łe może polegać wyłącznie na sobie, żeby cię
chronić. Musiał wprowadzić w błąd Vaughna i w tym celu wsiadł do samolotu. Wybrał Mexicali, bo
to miasto ma w naszych kręgach specyficzną reputację. I Vaughn w to uwierzył, dokładnie tak jak
zaplanował Adrian.
- Dlaczego Adrian mi o tym nie powiedział? - spytała z westchnieniem Sara.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]