[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spokój.
Przykro mi, ale nie. Nie wiem, kim pan jest. Czy
my...
Ktoś delikatnie zapukał do drzwi, do których od-
ruchowo przywarła plecami, szukając oparcia.
Grace? Jesteś tam? Otwórz, proszę... Nie skoń-
czyliśmy rozmowy.
To Dylan.
Grace zakręciło się w głowie. Przełknęła gulę rosnącą
w gardle.
Czy to doktor Dylan? zapytał cicho mężczyzna.
Pistolet zadrżał w jego dłoni, ale zaraz znowu wycelo-
wał go prosto w nią. Zaproś go do środka. On też
musi ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Tak
samo jak ty.
Odpowiedzialność? Tak samo, jak ona? O czym ten
facet mówi? Była absolutnie pewna, że nigdy nie
udzielała mu porady. Nigdy nie zapominała twarzy.
A już zupełnie nieprawdopodobne było, żeby ona
Seksualne safari 223
i Dylan mieli tego samego pacjenta, skoro pracowali na
dwóch wybrzeżach.
Powiedziałem, żebyś go zaprosiła do środka!
wrzasnął.
Grace podskoczyła, po czym odwróciła się i zrobiła,
co jej kazał. Ręce jej drżały, gdy złapała za klamkę.
Uchyliła drzwi i próbowała dać Dylanowi znak, kręcąc
głową.
Na jej ramieniu zacisnęła się zimna, stanowcza dłoń
i szarpnęła ją do tyłu. Mężczyzna otworzył drzwi na
oścież i wziął Dylana na muszkę.
Proszę wejść, doktorze Dylanie.
Grace zatoczyła się do tyłu. Sposób, w jaki mężczyz-
na mówił ,,doktor Dylan , coś jej przypominał. Ale nie
potrafiła tego sprecyzować.
Co się tu dzieje? zapytał Dylan, patrząc to na
nią, to na mężczyznę.
Napastnik zamknął drzwi na klucz, a potem gestem
kazał Dylanowi wejść dalej. Stanął koło Grace.
Tak lepiej. Mam was tu oboje.
Dylan zmrużył oczy.
Przepraszam pana, ale czy ja pana znam?
My? poprawiła go Grace. Czy my pana
znamy?
Dylan spojrzał na nią, marszcząc czoło, a Grace
wzruszyła ramionami. Chciała dać mu do zrozumienia,
że sama nie ma pojęcia, kim jest ten człowiek.
Mężczyzna uśmiechnął się z wyższością.
Och, myślę, że powinniście mnie znać. Zwłaszcza
że wspólnie zrujnowaliście mi życie.
Grace poczuła chłód w żołądku.
Jestem John z Nowego Jorku wyjaśnił. Albo
Josh z Jasper. Jak wolicie. Naprawdę nazywam się Jerry
Presser. Mieszkam w Orlando.
224 Tori Carrington
Grace coś zaczęło świtać. To facet, który dzwonił do
nich podczas programu radiowego w Nowym Jorku,
a potem drugi raz, przedwczoraj. Chciał porady na
temat swojego życia seksualnego z żoną.
%7łona ode mnie odeszła. Zrobiłem... co mi kazaliś-
cie. Dwa razy. A ona spakowała manatki i wyniosła się.
Grace nie spuszczała z niego wzroku. Trzydziesto-
letni mężczyzna miał podkrążone oczy, był nieogolo-
ny, a jego ubranie śmierdziało, jakby nie zmieniał go od
wielu dni. Uderzyło ją, że wszyscy w tym pokoju są
mniej więcej w tym samym wieku.
Spojrzała na Dylana. W zamyśleniu wpatrywał się
w napastnika.
Proszę pana... Jerry... przykro mi to słyszeć. Ale
jeśli tak się potoczyły sprawy, to moim zdaniem
między tobą i twoją żoną było dużo gorzej. Nie
chodziło tylko o brak seksu.
Jerry otarł pot z czoła dłonią, w której trzymał broń.
Grace kręciło się w głowie. Taka koszmarna sytuacja
po tym, co się dopiero co przydarzyło. To ją przerastało.
Zagryzła mocno dolną wargę. Czuła, że w oczach znowu
zbierają się jej gorące łzy. Powietrza. Potrzebowała
powietrza. Odwróciła się w stronę drzwi balkonowych.
Stop! rozkazał Jerry.
Stanęła jak wryta z ręką zaciśniętą na zasłonce.
Nagle przypomniała sobie inne drzwi balkonowe w in-
nym hotelu w innym mieście. Mózg zaczął jej praco-
wać na najwyższych obrotach. Hotel w Miami należał
do tej samej sieci, co ten w Houston. Tym razem jej
pokój znajdował się na drugim piętrze. Całkiem łatwo
się do niego dostać z poziomu parteru. Czy mogła
liczyć na to, że...?
Puściła zasłonę. Starała się zachowywać nonszalan-
cko.
Seksualne safari 225
Ja tylko... Pomyślałam, że przydałoby tu się
trochę powietrza. Nie mogę złapać tchu.
Nie otwieraj.
Spociłeś się. Może w ten sposób udałoby się
obniżyć nieco temperaturę.
Skuliła się, słysząc własne słowa. Na Boga, to
przecież Miami. Na zewnątrz zawsze jest cieplej niż
w środku.
Och, do licha, pozwól jej otworzyć te okna
powiedział Dylan. Czego się boisz się? %7łe wy-
skoczy?
Jerry przeniósł wzrok z Dylana na Grace, a potem na
swój pistolet.
Ale potem chcę, żebyście...
Grace złapała obiema rękami drzwi balkonowe,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]