[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Niemniej jednak był pewien, że panie muszą się tam różnić od mężczyzn i cały wieczór
dyskutowali na ten temat, tłukąc komary i przyglądając się, jak na parkingu firmy trans-
portowej starsi chłopcy grają w baseball. Garraty czuł, faktycznie czuł w półśnie
twardnienie poniżej podbrzusza.
Następnego roku, podczas zabawy, uderzył Jimmy'ego Owensa w usta lufą dziecinnej
wiatrówki, lekarze musieli założyć cztery szwy na górnej wardze. Rok potem wyprowadził
się z rodziną. Nie uderzył Jimmy'ego w usta celowo. To był przypadek. Tego był całkiem
pewien, tym bardziej że do tamtej pory przekonał się, że Jimmy miał wtedy rację, bo sam
zobaczył swoją matkę nagą (nie zrobił tego celowo - to był przypadek). Kobiety są
owłosione tam na dole. I mają szparę.
Ciii, to nie tygrys, tylko miś, widzisz, słonko, to twój miś... Złoty ślimak goni ślimaczka...
Mamusia kocha swego chłopaczka... Ciii, synku, zaśnij już...
- Upomnienie! Czterdziestkasiódemka, upomnienie! Ktoś łokciem brutalnie szturchnął go
w żebro.
- To ty. Pobudka. - McVries uśmiechał się do niego.
- Która godzina? - spytał ochryple Garraty.
- Ósma trzydzieÅ›ci pięć.
- Dopiero? Przecież spałem...
- ...wiele godzin. Znam to uczucie.
- No, tak mi się wydawało.
- Twój umysł tak się ratuje - powiedział McVries. - Nie miałbyś ochoty, żeby twoje stopy
mogły skorzystać z czegoś podobnego?
- Ja korzystam z laksigenu - oznajmił Pearson z miną idioty. - Czy nie miałbyś ochoty,
żeby wszyscy korzystali z czegoś podobnego?
Garraty pomyślał, że wspomnienia są jak linia na piasku. Im dalej idziesz, tym jest
wątlejsza i mniej widzialna. Aż wreszcie nie ma niczego, jedynie gładki piach i czarna
dziura nicości, z której wyszedłeś. Wspomnienia były w pewien sposób jak ta droga. Tu
prawdziwa, twarda i namacalna. Ale jej początek, tamta droga z dziewiątej rano, był
daleki i bez znaczenia.
38
Mieli za sobą prawie osiemdziesiąt kilometrów. Rozeszła się wieść, że kiedy będą mieli
równą osiemdziesiątkę, major zjawi się dżipem na przegląd i wygłosi krótką mowę.
Garraty pomyślał, że to najpewniej sranie w banię.
Wspinali się na długie, strome wzniesienie i Garraty'ego znów kusiło, by zdjąć kurtkę, ale
tylko ją rozpiął. Szedł tyłem przez pół minuty. Widział migoczące światła Caribou i myślał
o żonie Lota, która odwróciła się i zamieniła w słup soli.
- Upomnienie! Czterdziestkasiódemka, upomnienie! To twoje drugie upomnienie!
Garraty dopiero po chwili uświadomił sobie, że chodzi o niego. Drugie upomnienie w
ciągu dziesięciu minut. Znów poczuł strach. Pomyślał o bezimiennych chłopaku, który
zginął, bo zwolnił o raz za dużo. Czy zachowywał się tak samo?
Rozejrzał się wkoło. McVries, Harkness, Baker i Olson, wszyscy mu się przyglądali.
Olson wyglądał na zadowolonego. Przetrzymał sześciu, chciał zamknąć swoją
szczęśliwą siódemkę na Garratym. Chciał, żeby Garraty zginął.
- Co się gapisz, dawno w ryja nie dostałeś?
- Wcale się nie gapię - powiedział Olson, uciekając wzrokiem. - Nic, nic.
Teraz Garraty maszerował z determinacją, wymachując agresywnie ramionami. Była za
dwadzieścia dziewiąta. Za dwadzieścia jedenasta - trzynaście kilometrów dalej - znów
będzie wolny. Poczuł histeryczne pragnienie ogłoszenia wszem wobec, że stać go na to,
że nie pójdzie o nim wieść, że nie zobaczą, jak dostaje czerwoną kartkę... przynajmniej
na razie.
Mgła rozchodziła się po drodze cienkimi smużkami jak dym. Sylwetki chłopców sunęły
przez nią niczym ciemne wysepki porwane falą. Na osiemdziesiątym kilometrze minęli
stary zamknięty zakład samochodowy ze zżartym przez rdzę dystrybutorem. Był to
niewyrazny, grozny kształt we mgle. Jasno błyszczały jarzeniówki budki telefonicznej.
Major się nie stawił. Nikt się nie stawił.
Droga opadła łagodnie i zakręciła, po czym wynurzył się żółty znak drogowy. Poszła o
nim wieść, ale zanim dotarła do Garraty'ego, sam odczytał napis:
OSTRE WZNIESIENIE CI%7Å‚KIE POJAZDY ZREDUKOWA BIEGI
Jęki i stękania. Gdzieś z przodu Barkovitch zawołał radośnie:
- Dalej, bracia! Kto ściga się ze mną na górę?
- Zamknij pysk, ty świrze - powiedział ktoś spokojnie.
- Sam spróbuj mi zamknąć, barania głowo! - zapiszczał Barkovitch. - Chodz tu i spróbuj!
- Rozsypuje się - orzekł Baker.
- Nie - odparł McVries. - Tylko się gnie. Faceci jego pokroju są potwornie giętcy.
- Nie wejdę na tę górę - stwierdził Olson spokojnym tonem przedsiębiorcy
pogrzebowego. - Nie z szybkością sześciu kilometrów na godzinę.
Wzgórze ciemniało przed nimi. Byli prawie u podnóża. Szczyt niknął we mgle. Wydawało
się, że czeka ich wspinaczka w nieskończoność.
Zaczęli piąć się pod górę.
Nie było tak zle. Garraty wbijał wzrok w ziemię i pochylił się trochę. Patrzył wyłącznie na
wąski pasek nawierzchni między stopami, więc miał wrażenie, że maszeruje po płaskim.
39 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 01 Wielkie Wrota
    Lloyd Alexander Chronicles of Prydain 05 The High King
    James Axler Deathlands 051 Rat King
    Lawhead, Stephen Pendragon Cycle 02 Merlin
    Howard Michael sciezka wielkiego maga
    Baxter, Stephen Xeelee 03 Flux
    Morton JÄ‚Å‚zef Wielkie kochanie
    King Rebecca Zakazany owoc H
    Flux Stephen Baxter
    Fiedler Arkady a. Kanada pachnć…ca śźywicć…
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ptsite.xlx.pl