[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem ojcostwo, zmuszenie do małżeństwa... Przestałem do mojej dziewczyny pisy-
wać, nigdy już jej w życiu nie widziałem. Krzywda, jaką jej zrobiłem, wciąż nie daje
mi pełnego spokoju.
Milczał długo, potem powiedział:
Wiesz co?... nazywa się Anna (dodał jej nazwisko), mieszkała: ulica Zw. Kata-
rzyny, numer 13, kto wie, może mieszka tam do tej pory... Byłbym ci wdzięczny,
107
gdybyś mógł się dowiedzieć... Nie śmiem cię prosić ale... jako najlepszy mój
przyjaciel... w razie jej odnalezienia...
Chciałbyś, żebym jej coś powiedział? zapytałem.
Tak, że ją kocham do tej pory i żeby mi chciała przed mą rychłą śmiercią wyba-
czyć mój postępek.
Dobrze powiedziałem postaram się ją odszukać.
Pojechałem do tego miasta. Odnalazłem ulicę i dom, w którym mieszkała. Dozorca
domu na pytanie moje powiedział, że jest już dwadzieścia lat dozorcą, a takiej loka-
torki, o jaką pytam, nie zna i o takiej nie słyszał. Ale mieszka tu najstarszy lokator
tego domu, nauczyciel muzyki, może on taką pamięta. Poszedłem do nauczyciela
muzyki. Zapytałem, czy nie pamięta on osoby o takim imieniu i nazwisku. Zaczął
szukać w pamięci.
Grała pięknie na fortepianie dopomogłem.
O! takiej nie znam. Mieszkam tu czterdzieści lat w tej kamienicy, ale takiej,
która by grała pięknie na fortepianie, w tym domu nie było. Panie! ja okna muszę
podczas gorąca zamykać, żeby nie słyszeć, jak te kobiety grają.
Wracałem po tej nieudanej wizycie i zobaczyłem dozorcę, rozmawiającego z mło-
dym człowiekiem. Wskazał głową na mnie. Młody sympatyczny człowiek przed-
stawił mi się jako administrator domu, powiedział, że ma stare książki meldunkowe
i może uda mu się odnalezć nazwisko osoby poszukiwanej. Poszliśmy wraz z uczyn-
nym człowiekiem do jego mieszkania wertować stare księgi meldunkowe. Po dość
dÅ‚ugich poszukiwaniach administrator wykrzyknÄ…Å‚: «Mam!» MieszkaÅ‚a tu trzydzieÅ›ci
siedem lat temu; wyjechała wraz z matką do innego miasta. Była nawet notatka, jakie
to miasto, jaka ulica i numer domu, w którym panie te zamieszkały. Proszę panów!
Odezwał się we mnie jakiś maniak-poszukiwacz czy jakiś detektyw: postanowiłem
szukać dalej, choćbym na to miał poświęcić cały mój urlop miesięczny. Odnajdę
ukochanÄ… przyjaciela!
Nie będę opowiadał szczegółowo o moich przygodach podczas dalszych poszu-
kiwań. Powiem tylko, że spotykałem się wciąż z przeszkodami: na przykład mam już
miasto, ulicę i numer domu, okazuje się jednak, że po bombardowaniu nie ma do-
mów i założono tam ogródek jordanowski, dowiaduję się, że najlepszych informacji
o ukochanej przyjaciela udzielą mi w innym mieście przy ulicy Kościelnej, jadę do
innego miasta, ale okazuje się, że już nie ma ulicy Kościelnej, gdyż nosi nazwę
zasłużonego w walce z Kościołem ateisty, w dodatku od dwóch lat jest nowa nume-
racja domów. Takich i podobnych przeszkód miałem mnóstwo, pomimo tego nie
zrażałem się trudnościami i postanowiłem odnalezć nie swoją ukochaną za wszelką
cenÄ™.
Dowiedziałem się, że zmieniła nazwisko, bowiem wyszła za mąż za inżyniera K.
Szukałem inżynierowej K., ale powiedziano mi, że się rozwiodła i jest żoną adwokata
S. Podczas dalszych poszukiwań dowiaduję się w izbie adwokackiej, że był taki ad-
108
wokat, ale już nie żyje, a wdowa mieszka teraz w mieście N. Na szczęście nie zmie-
niono nazwy ulicy ani numeru domu i po miesiącu żmudnych poszukiwań, wędrówek
z miasta do miasta, od jednych informatorów do drugich, mogłem wreszcie złożyć
wizytę tej tak gorliwie poszukiwanej. Otworzyła mi drzwi wesoła, sympatyczna
czternastolatka. Gdy zapytałem, czy mogę rozmawiać z panią mecenasową S.,
panienka odpowiedziała mi, że mogę ją widzieć, ale wątpi, czy będę mógł się
rozmówić.
Dlaczego? zapytałem.
Bo babcia ma zanik pamięci.
Powiedziane to było rozkosznie wesoło i po chwili przemiła panienka wprowadziła
mnie do pokoju babci. Zobaczyłem schludnie, a nawet elegancko ubraną panią, która,
siedząc w fotelu, trzymała na kolanach lalkę. Przedstawiłem się, wręczyłem jej pęk
czerwonych róż i powiedziałem, że jestem tu z polecenia przyjaciela. Wymieniłem
z pewnym niepokojem jego imię i nazwisko, bojąc się silnego wrażenia, jakie to
zrobi na siwej, pięknie ondulowanej, starszej pani. Ale wrażenia żadnego nazwisko
nie wywołało. Powiedziała mi:
Jakie śliczne róże! Lubię kolor czerwony. Widzi pan, ona pokazała na lalkę
ma trzewiczki czerwone. Kupię jej czerwony płaszczyk z kapturkiem.
Powtórzyłem jeszcze nazwisko przyjaciela ciągle wracała do spraw związanych
z lalkÄ….
Pożegnałem panią. Panienka, która przeprowadzała mnie do drzwi wejściowych,
zapytała rozkosznie wesoło:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]