[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ci, a dopóki żyję  vive la vie! Ale teraz chodzmy
do domu, bo zaczyna być zimno i może już spać
pora, jak myślisz?
Niespełna w godzinę potem w całym domu
było już ciemno i wszyscy spali, albo przynajmniej
pokładli się do snu. Zenon sam jeden chodził po
długim pasie drogi przerzynającej ogród. Ilekroć
245/259
znajdował się u tego jej końca, który dotykał
niskiego ogrodzenia i pól szerokich, okrytych
światłem mglistym i drzemiącym, stawał na
chwilę patrząc na srebrny rożek księżyca za-
chodzącego za sosny rosnące na wzgórzu. Myślał
wtedy:
 Czyżbym się mylił? Czyżbym zmarnował ży-
cie? O zródło życia wszelkiego i jedyny zbiorniku
wiedzy, jakimi naprawdę są twoje prawa i
rozkazy? Takimi, jakie uczyniły brata mego dziel-
nym i szczęśliwym, czy takimi, jakie pełniąc
stałem się przedwcześnie zestarzałym i bardzo, ty
jeden wiesz, jak bardzo  smutnym?"
Ilekroć znowu zbliżał się do przeciwnego koń-
ca drogi ogrodowej, tego, który dotykał domu,
wznosił oczy ku oknu brata, w którym od dawna
już światło zagasło i zapytywał w myśli:
 Który z nas głupi, a który mądry: on czy ja?"
III
Ze stacji kolei, na którą odwiózł brata, Zenon
Hornicz udał się do miasteczka pobliskiego, skąd
miał wziąć mechanika dla naprawienia zepsutej
młockarni. Zabawił tam dość długo, bo musiał
widzieć się z weterynarzem, pomówić z kupcem,
któremu sprzedawał zboże, i załatwić trochę drob-
nych potrzeb domowych i gospodarskich. Dlatego
zaledwie około wieczora wróciwszy do Zapolanki
wysiadł z bryczki przed stodołą i po upływie
pewnego czasu szedł ku domowi z głową spuszc-
zoną i czołem zmarszczonym. Dziedziniec był o tej
porze pustym, w domu panowało milczenie; głosy
dziecinne odzywały się daleko, około huśtawki
urządzonej w głębi ogrodu.
Czy podobna, aby to, czego oczekiwał był z
gorączką w sercu i głowie, czego oczekiwanie
przez całą jedną noc usnąć mu nie dało, już
przeminęło i należało do przeszłości? %7łe przem-
inęło, to pewne i naturalne, ale  czy było? Czy
naprawdę brat jego był tutaj i dwie doby z nim
przepędził? Gdzież tam! Przyjeżdżał tu i dwie doby
w domu jego przepędził ktoś mądry, świetny, we-
247/259
soły, (miły, ale nie brat jego, owszem, człowiek
jakiś zupełnie obcy, zupełnie do niego niepodobny
i z którym nie łączyło go nic, ani nawet wspom-
nienia, bo pochłonięty terazniejszością, ruchliwą i
szczęśliwą, tamten nie potrzebował wspomnień.
Było i nie było. To samo, czegośmy pragnęli
i oczekiwali, jednak wcale co innego. Raz jeszcze
Zenon Hornicz doświadczył uczucia głębokiego
niepodobieństwa, jakie zachodzi pomiędzy roje-
niem a rzeczywistością, pomiędzy formą rzeczy,
tą samą, co dawniej, a istotą jej, zmienioną do
gruntu. Tak jak dawniej, on i Wiktor byli synami
jednych rodziców i nosili jedno nazwisko, ale
gdzie, w czym, jakie było pomiędzy nimi braterst-
wo?
Pożegnali się daleko mniej serdecznie, niż się
witali. Przy ostatnim uściśnieniu dłonie ich
rozłączały się z trudnością, bo mieli obaj, chociaż
w stopniu bardzo nierównym, instynkt braterstwa.
Ale u ludzi ucywilizowanych instynkt nie jest już
panem jedynym, a wszystko, co oprócz niego w
nich istniało, odtrąciło się wzajemnie i bez słów
przekonało o bezużyteczności stosunków dal-
szych.
 Kiedyż zobaczymy się znowu?  zapytał
Wiktor i zaraz dodał:  Tak mi jest zawsze trudno
rozporządzać się czasem...
248/259
 Tak  odpowiedział Zenon  najpewniej
znowu zobaczymy się bardzo nieprędko...
I w myśli dodał:  Bo i po cóż?"
Słowa te zamienili z żalem instynktownym, ale
z przekonaniem, że inaczej być nie może, bo  po
cóż?
Kiedy lokomotywa gwizdnęła i pociąg zaczął
oddalać się od stacji, Zenon doświadczył przeszy-
wającego uczucia straty poniesionej. Utracił brata.
Zwolna sunący naprzód szereg wagonów wydawał
się mu konduktem pogrzebowym. Bywają pogrze-
by rozmaite, a nienajmniej bolesnymi są te, w cza-
sie których człowiek odśpiewuje requiem sam je-
den i tylko w najgłębszej tajemnicy serca swego.
Teraz widok dziedzińca i domu odnowił w nim
wspomnienia marzeń poprzedzających przyjazd
Wiktora i tego, co potem nastąpiło. Raz jeszcze
nazwał marzenia głupstwami, a siebie samego
dziwakiem wymagającym od ludzi i życia
niemożliwości, bez których inni obchodzą się
wybornie. W myśli powtarzał przysłowie, którym
już nieraz w wypadkach podobnych karcił swoją
nieukróconą wyobraznię:
 Ach, stary wróblu, dałeś się znowu złapać na
plewy!"
249/259
Lecz zaraz potem myślał, że nie były to wcale
plewy. Owszem, tacy ludzie, jak Wiktor, byli za-
pewne ziarnem ludzkości zdrowym i jędrnym, a
tacy, jak on, plewami, które należałoby zsypywać
do domu wariatów, tego magazynu dusz
obłąkanych ideami nie mającymi w świecie kursu
żadnego.
Przed wejściem do domu zawahał się, stanął.
Czuł, że miał twarz bardzo zmarszczoną i że
spotkawszy się z kimkolwiek musiałby rozpogodz-
ić ją choć trochę. Ani powiedzieć, ani okazać tego,
co czuł, nie miał przed kim. Wolał pozostać samot-
nym i muskuły twarzy swojej pozostawić w spoko-
ju. Usiadł na ganku. Niebawem usłyszał przez
okno w pobliżu otwarte rozmawiające głosy
Sabiny i Rozalii. Właściwie Sabina raz tylko się
ozwała, krótko i tak z cicha, że słów jej nie
dosłyszał. Rozalia zaś odpowiedziała głośno,
tonem oschłym i nauczycielskim, który zwias-
tował, że wraz z odjazdem gościa skończyły się
na jej niebie piękne dnie Aranjuezu, a zgromadzać
się zaczęły znowu ciężkie chmury. W sposób taki,
jakby siostra była dziewczynką maleńką i pod
każdym względem władzy jej podległą, mówiła:
 Zawsze egzagerujesz, Sabinko, i wpadasz
w same ostateczności. Całe życie przepadałaś za
mężem i ulegałaś mu jak niewolnica, a teraz
250/259
raptem przyszło ci do głowy lamentować nad
swoim smutnym losem. Spodziewam się, że z
takim panem Wiktorem byłby on daleko wesel-
szym, bo twój mąż, moja droga, jest marzycielem,
bardzo szlachetnym, ale i bardzo niepraktycznym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Aleister Crowley Book of Lies
    Bonpo Book of the Dead
    JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI HUMORESKI Z TEKI WORSZYśÂY
    Charlene's Dirty Movie
    1893115925 {398FAFD3} Java Collections [Zukowski 2001 04 26]
    Zelazny_Roger_ _Droga
    Jeffrey Lord Blade 30 Dimension Of Horror
    Adams_Elisa_ _Reality_Check
    339. Linz Cathie MaśÂ‚śźeśÂ„stwo z rozsć…dku
    Delphi_7_Kompendium_programisty_del7ko
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • robertost.xlx.pl