[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzucały wokoło iskry światła, które kłuło w oczy.
Jasna kula światła natychmiast pojawiła się w samym środku jaskini. Liriel cofnęła się, zasłaniając
oślepione oczy. Jej czułe uszy wyłapały jęk i syk nadlatującego pocisku. Padła na ziemię, kiedy przemykała
obok niej kolejna kula ognia.
Chybiła, ale niewiele. Liriel poczuła gorąco i ostry ból, a dym i smród jej własnych nadpalonych
włosów podziałał jak kopniak w żołądek. Przeturlała się na bok krztusząc się i kaszląc. Mrugnęła kilka razy,
próbując odegnać iskierki i błyski, które utrudniały jej widzenie.
Myśl, myśl! - zachęcała sama siebie. Do tej pory tylko reagowała, a to z pewnością prowadziło do
porażki.
By dać sobie nieco czasu, Liriel przywołała swoją wewnętrzną magię i rzuciła na znajdujące się
przed nią magiczne światło kulę ciemności. Wyrównało to nieco szansę, lecz nie zabrało człowiekowi
przewagi wzroku. W jaskini ciągle było dla niego wystarczająco dużo światła. A ona jego nadal nie
widziała.
Podejrzenie, które zakiełkowało w umyśle Liriel po pierwszym ataku nagle rozkwitło w pewność.
On przewidywał jej reakcje. Dokładnie wiedział, jak ona odpowie. Może szkolono go, by wiedział.
Zaciskając zęby z ponurą determinacją, Liriel postanowił sprawdzić, jak dobrze go przygotowano.
Jej dłonie zamigotały w gestach czaru, którego nauczył j ą Gromph - rzadkiego i trudnego czaru, o
którym wiedziało niewielu drowów, a jeszcze mniej umiało go używać. Nauczenie się go zabrało jej
większość dnia, lecz teraz wysiłek miał się w pełni opłacić.
Człowiek stał w samym środku jaskini, otoczony kręgiem kamiennych kolumn. Oszołomienie
odbiło się na jego twarzy, kiedy spojrzał na swoje wyciągnięte ręce. Powód tego był oczywisty: piwafwi,
które miało zapewnić mu niewidzialność pojawiło się nagle na nim w postaci lśniących fałd na jego
odzianych na czerwono ramionach. Nie tylko go przygotowano, ale także wyposażono!
Czarownik szybko otrząsnął się ze zdziwienia. Wziął głęboki wdech i splunął w stronę Liriel. Z jego
ust wystrzeliła czarna błyskawica, po chwili następna. Oczy drowki rozszerzyły się, kiedy zobaczyła dwie
żywe żmije zygzakujące w jej stronę z nadnaturalną prędkością.
Liriel wyjęła zza pasa dwa małe noże i rzuciła w stronę najbliższego węża. Ostrza spadły jedno obok
drugiego, krzyżując się na karku żmii i gładko odcinając jej głowę od ciała.
Bezgłowy korpus węża drżał i wił się przez kilka chwil, zagradzając drogę drugiemu wężowi
wystarczająco długo, by Liriel zdążyła wykonać następny rzut.
Tym razem użyła tylko jednego noża. Ostrze wbiło się w otwarty pysk żmii i wyszło tyłem jej
głowy w jasnej fontannie krwi. Liriel pozwoliła sobie na nikły, ponury uśmiech, obiecując sobie
podziękować odpowiednio najemnikowi, który nauczył ją rzucać!
Był to tylko moment opóźnienia, ale nawet tyle okazało się za długo. Ramiona czarodzieja już
wykonywały gesty następnego czaru - dość znajomego.
Liriel wyrwała zza swojego pasa maleńką strzałkę i splunęła na nią. W odpowiedzi na
niewypowiedziane polecenie drugi składnik czaru - mała fiolka kwasu - wyleciała z otwartej torby. Złapała
ją, a potem wyrzuciła oba przedmioty w powietrze. Jej palce zamigotały i natychmiast jasny płomień
pomknął na spotkanie tego, który leciał w jej stronę. Kwasowe strzały zderzyły się w połowie drogi,
rozsyłając po jaskini deszcz śmiercionośnych zielonych kropelek.
Człowiek wyciągnął rękę. Magia strzeliła z każdego z jego palców, łącząc się w locie w olbrzymią
pajęczynę. Dziwne niebieskie światło jaskini zamigotało na jej niciach i zmieniło umieszczone na niej klejące
kropelki w niby diamenciki. Liriel zachwyciła się śmiertelnym pięknem pajęczyny.
Słowo drowki powołało do życia kilka olbrzymich pająków, z których każdy był tak duży jak udziec
rothe. Armia pająków uniosła się na srebrnych niciach w stronę sufitu jaskini, łapiąc sieć, i zabierając ją ze
sobą.
Liriel rozstawiła szeroko stopy i posłała w kierunku upartego człowieka całą serię kuł ognia. Tak jak
oczekiwała rzucił czar, który stworzył wokół niego magiczną zaporę. Rozpoznała gesty i słowa jako dzieło
drowów. Ten czarodziej został do tej bitwy przeszkolony, i to dobrze!
Niestety dla Liriel, człowiek został przeszkolony zbyt dobrze. Drowka miała nadzieję, że burza kuł
ognia osłabi kamienne filary otaczające czarownika, tak, by zawaliły się i pogrzebały go, kiedy wyczerpie
się moc magicznej tarczy. Lecz wkrótce stało się dla niej oczywiste, że umieścił magiczną barierę przed
tworami skalnymi, w ten sposób niwecząc jej plan! Jego tarcze nie ustępowały pod naporem magicznych
pocisków: raczej absorbowały ich energię, stając się coraz jaśniejsze z każdą kulą ognia. Był to przeciwczar
drowów, zauważyła Liriel, lecz tego akurat nikt jej nigdy nie nauczył!
W końcu Liriel opuściła ramiona, wyczerpana zaklęciami, które posłała w magiczną sieć Xandry.
W tej chwili drowka zrozumiała rozmiar zdrady czarodziejki Shobalarów.
Ten człowiek był trenowany w magii i taktyce walki w Podmroku, a co więcej, wiedział
wystarczająco dużo o swoim przeciwniku, by przewidzieć i odpowiedzieć na każdy jej czar. Został
dokładnie wybrany i przygotowany - nie po to, by ją sprawdzić, lecz by ją zabić! Xandra Shobalar nie
zadowoliła się życzeniem jej niepowodzenia, zaplanowała je!
Liriel wiedziała, że została skutecznie i precyzyjnie zdradzona. Jedyna nadzieja na pokonanie
człowieka - i Xandry Shobalar - leżała nie w magii, lecz w sprycie.
Bystry umysł Liriel analizował wszystkie możliwości. Nie wiedziała nic o ludzkiej magii, lecz
wydało się jej podejrzane, że ten czarodziej rzucał tylko czary drowów. Na pewno posiadał własne. Czemu
ich nie używał? Kiedy przyjrzała się człowiekowi, powód stał się dla niej nagle oczywisty. Jej palce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]