[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nigdy jej nie widziałem. Chętnie poznam ją bliżej - zainteresował się Jack
Horne, szczycący się opinią lokalnego amanta.
Hank nie odpowiedział od razu.
- To moja gospodyni - powiedział w końcu z ociąganiem.
- No nie! Ona nijak nie wygląda na gosposię! - zareplikował Roy. - I jak to
działa? - zapytał, uśmiechając się porozumiewawczo.
- Jest świetną gospodynią i na tym basta! - tonem nieznoszącym sprzeciwu
oświadczył Hank. - Przepraszam.
Ruszył przez trawnik, by przywitać się z młodą parą. Uścisnął ojca, potem
razem okrążyli samochód i otworzyli drzwi po stronie Kate. Hank serdecznie
przywitał Kate, a widząc czujne spojrzenie Maggie, uśmiechnął się.
- Myślałem, że przyjedziecie wcześniej - zagadnął.
- Maggie powiedziała dokładnie to samo. Musieliśmy jeszcze odebrać kwiaty,
a to zabrało chwilę. Pomożesz mi je zanieść?
- Jasne. Gdzie je zabieramy? Maggie zrobiła krok w ich stronę.
- Zanieście je do kuchni. Razem z paniami rozmieścimy je na stołach.
- Poznałaś już kogoś z sąsiedztwa? - zapytała Kate.
- Tak. Kilka sąsiadek przyjechało dziś z samego rana, żeby mi pomóc.
Wspaniałe dziewczyny. Poznam cię z nimi pózniej, bo teraz już nie ma czasu.
Ramię w ramię ruszyły do domu. Hank i Carl odprowadzali je wzrokiem.
- Dziękuję, synu, że tak miło przywitałeś Kate. Martwiła się, jak to będzie.
Hank odwrócił się i popatrzył na ojca.
- Potrzeba mi trochę czasu, by oswoić się ze zmianami, ale jakoś mi idzie.
Poza tym ostatnio zauważam coraz więcej podobieństw między Kate i Maggie.
118
S
R
Carl zmarszczył brwi.
- Cieszę się, ale nie bardzo rozumiem, co Maggie ma z tym wspólnego.
- Czy ja wiem... - plątał się Hank. - Miło, gdy ona jest w domu... to znaczy...
łatwo się przyzwyczaić... z nią i z Timmym jest zupełnie inaczej. Wnoszą tyle ciepła
i miłości.
Carl przez chwilę w milczeniu przyglądał się synowi.
- To była pierwsza rzecz, jaka mnie uderzyła - odezwał się łagodnie. - No i te
pyszności przyrządzane przez Maggie. Jej naprawdę zależało.
- Mnie też!
- Wiem, synu, ale jest jeszcze aspekt płci. Zresztą nieważne. Czy między
wami coś się zmieniło?
- Nie, nic z tych rzeczy. Ale doceniam jej umiejętności... a Timmy jest
świetnym dzieciakiem. - Hank miał tylko nadzieję, że ojciec nie zada podobnego
pytania Maggie.
- Powinieneś zacząć myśleć o założeniu rodziny. Maggie byłaby dla ciebie
idealna.
- Tato! Ja wcale... my wcale... - Hank wzruszył ramionami.
- Spokojnie, Hank - Carl klepnął syna po plecach. - Idę się przebrać. Zwietnie
wyglądasz.
- Dzięki. Zostanę, by witać gości. W razie czego, wołaj. Carl ruszył do domu,
a Hank podszedł do gości siedzących przy stolikach pod namiotem. Wolał być na
miejscu, gdy Maggie zacznie przynosić kwiaty do dekoracji stołów. Nie chciał, by
któryś z kumpli pozwolił sobie na niedwuznaczne uwagi.
Na widok Maggie i towarzyszących jej dwóch pań, Jack i kilku mężczyzn
natychmiast skoczyło w ich stronę. Hank przyspieszył kroku.
- Poznajmy się, skarbie - rzekł Jack, próbując objąć Maggie.
- Jack! - huknął Hank.
119
S
R
Jack popatrzył na niego czujnie, ale Maggie zdawała się niewzruszona.
Powiedziała coś cicho i Jack odskoczył jak oparzony.
Rozstawiła bukiety i zawróciła do domu. Hank podszedł do niej.
- Co mu powiedziałaś?
- %7łeby mnie puścił - odparła spokojnie.
- Na niego by to nie podziałało. - Nie raz widział Jacka w akcji.
- Zagroziłam, że walnę go bukietem po portkach. Pomogło od razu.
Hank wybuchnął śmiechem. Maggie popatrzyła na niego, robiąc zabawną
minę. Nie mógł się powstrzymać. Objął ją i musnął jej usta. Ten gest zaskoczył go
nie mniej niż ją.
- Och, przepraszam. Jakoś tak wyszło.
Maggie unikała jego wzroku.
- No tak. Zapomnijmy o tym. - Nie odwracając się, poszła do domu.
Dopiero teraz Hank zdał sobie sprawę, co najlepszego zrobił. Pocałował ją na
oczach tłumu gości. Rozejrzał się pospiesznie, szukając zaskoczonych czy
znaczących spojrzeń, i odetchnął z ulgą. Na szczęście chyba nikt nic nie zauważył.
Maggie zapukała do drzwi.
- Proszę! - zawołała Kate. - Chyba że to Carl.
- Nie, to ja - z uśmiechem odpowiedziała Maggie, wchodząc do pokoju. -
Kate, wyglądasz prześlicznie!
- Dzięki. Trochę się denerwuję.
- Denerwujesz się? Dlaczego?
- Od tak dawna jestem sama. - A widząc pytające spojrzenie Maggie,
wyjaśniła: - Nie chodzi mi o sprawy damsko-męskie. Tylko przez wiele lat byłam
zależna wyłącznie od siebie.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Pamiętasz, jak mieszkaliśmy u ciebie z Timmym?
- Z wami to co innego. Jesteśmy do siebie podobne.
- Timmy nie jest.
120
S
R
- Ale miło mieć go obok siebie. Właśnie, gdzie on się podziewa? Wcale go nie
widziałam.
- Bawi się z dzieckiem jednej z sąsiadek. To chłopczyk w jego wieku. Grają
na komputerze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]