[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pięćdziesiąt osiem minut.
W porządku. Mniej więcej wtedy się tam spotkamy. Skinąłem na Charliego
i szeryfa. Możemy ruszać, ale musimy pilnować licznika.
Powrót był znacznie łatwiejszy niż jazda w przeciwną stronę. Przejechaliśmy przez
rów, a potem ruszyliśmy po równej warstwie stwardniałej gliny wzdłuż wyboistej drogi.
Przez piętnaście minut czekaliśmy w bezpiecznej, dwukilometrowej odległości od stat-
ków, patrząc jak wskazówka licznika powoli opada.
131
Co robić z dziewięćdziesięcioma lub stu pięćdziesięcioma ludzmi? %7ływność znaj-
dziemy bez trudu, a kwatery to tylko kwestia wyłamania zamków. Jednak prawdziwym
problemem będzie woda.
Szeryf zaproponował, aby wykorzystać uniwersytet. Były tam akademiki, a przez
środek terenu przepływała rzeka. Pomyślałem, że może nawet udałoby nam się tam
znalezć zródło energii elektrycznej. Przypomniałem sobie, że niedaleko miasteczka uni-
wersyteckiego widziałem całe pole kolektorów słonecznych i zastanawiałem się, po co
je tam umieszczono: jako pomoce naukowe, w celach badawczych czy jako zapasowe
zródło zasilania.
Nasz pojazd właśnie wjeżdżał na kosmodrom, gdy ze statku Marygay zaczęła wysu-
wać się pochylnia rozładunkowa. Ludzie schodzili po niej, powoli i ostrożnie, pięcio-
osobowymi grupkami, gdyż taka była pojemność windy, zwożącej ich z kabin i sterow-
ni.
Kiedy w ostatniej grupce zobaczyłem Marygay, odetchnąłem z ulgą i zdałem sobie
sprawę z tego, jaki byłem spięty, od kiedy braliśmy pod uwagę, że mogli pozostać uwię-
zieni na orbicie. Wyszedłem jej na spotkanie i wziąłem w ramiona.
Z pozostałych dwóch statków też wysiadali ludzie i tłoczyli się wokół pojazdu ra-
towniczego, przymierzając kombinezony ocieplające i trajkocząc z ożywieniem, rozła-
dowując napięcie i dając upust radości z powrotu. Wprawdzie dla nas upłynęło zaled-
wie parę miesięcy, a mimo to jakoś wyczuwało się te dwadzieścia cztery lata, które tu-
taj minęły.
Rzecz jasna wszyscy wiedzieli, co zastaliśmy a raczej kogo nie znalezliśmy na
planecie, więc byli zaniepokojeni i ciekawi. Uniknąłem pytań, umykając z Marygay na
naradę . Kiedy wszyscy wysiedli i ubrali ciepłe okrycia, zszedłem do połowy pochylni
i pomachałem rękami, prosząc o uwagę.
Postanowiliśmy założyć tymczasową bazę w uniwersytecie. Na razie ten ambulans
jest jedynym sprawnym pojazdem. Może zabrać dwanaście osób. Pozostali niech wejdą
do budynku, chroniąc się przed wiatrem.
Najpierw wysłaliśmy największych i najsilniejszych, żeby mogli wziąć się do roboty
i wyważyć drzwi do pokojów w akademiku. Charlie i ja zaprowadziliśmy pozostałych
do bufetu, gdzie zjedliśmy pierwszy posiłek po powrocie na planetę. Ludzie w milcze-
niu przeszli obok kupek porzuconej odzieży, przypominających ciała ofiar jakiejś nagłej
klęski żywiołowej, na przykład mieszkańców Pompejów.
Posiłek, nawet złożony z owoców ze starych konserw, podniósł wszystkich na duchu.
Odpowiadaliśmy z Charliem na pytania o to, co zastaliśmy w mieście.
Alysa Bertram zapytała, kiedy zaczniemy orać i siać. Nie miałem pojęcia, ale wielu
innych znało się na rolnictwie i wyrażono niemal tyle zdań, ilu było znawców. %7ładen
z dawnych mieszkańców Centrusa nie był farmerem, a gospodarze z Paxton nie znali
132
miejscowych warunków. Jednakże było oczywiste, że nie będzie to takie proste. W po-
bliżu miasta dominowały specjalistyczne gospodarstwa, często zmechanizowane. Mu-
sieliśmy opracować sposoby uprawiania i nawadniania ziemi bez energii elektrycznej.
Lar Po, który też nie był farmerem, po wysłuchaniu różnych argumentów zupełnie
poważnie stwierdził, że największe szansę przeżycia mielibyśmy w Paxton, gdzie bę-
dziemy mogli wyhodować plony, którymi moglibyśmy się wyżywić. Tylko że byłby to
długi spacer.
Mamy mnóstwo czasu na eksperymenty przypomniałem mu. Zapewne całe
pokolenie zdoła przeżyć tutaj, korzystając z zapasów w sklepach i racji żywnościowych
z magazynów statków.
Jednak kilka tygodni odżywiania się tymi racjami wystarczyłoby, żeby każdego skło-
nić do uprawy ziemi. Niewątpliwie było to zamierzone.
Szeryf wrócił z dobrą wiadomością. W pobliżu rzeki znalezli akademik, do którego
nawet nie musieli się włamywać. Pokoje były zamykane na elektroniczne zamki i przy
braku zasilania stały otworem.
Posłałem Charliego, żeby zajął się szczegółami. Musieliśmy jak najszybciej urucho-
mić wodociąg i wykopać prowizoryczną latrynę, a potem podzielić się na grupy, które
sporządzą plan rozmieszczenia zapasów w mieście.
Marygay i ja chcieliśmy udać się do centrum miasta, żeby odnalezć dwa brakujące
kawałki łamigłówki. Do Biura Kontaktów Międzyplanetarnych.
23
Tak jak budynek wymiaru sprawiedliwości, Biuro Kontaktów Międzyplanetarnych
zostało otwarte w samo południe. Szeryf podrzucił nas tam i ze zdumieniem zobaczy-
liśmy, że w środku pali się światło! Budynek miał własne zasilanie, niezależne od miej-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]