[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zamykając drzwi i idąc do windy, słyszała jego śmiech.
Trzydzieste dziewiąte, zachód poleciła i stwierdziła, że się
Tak, coś im się należało. Coś, co próbował im skraść Jess przy pomocy swojej paskudnej zabawki.
Nagle uśmiech zamarł jej na ustach. Czy na tym polegał cały problem? Czyżby była tak
pochłonięta prywatną zemstą, że straciła z oczu coś ważnego? A może coś całkiem drobnego?
Gdyby Mira miała rację, a Roarke nie mylił się w swojej teorii o borwielu, to ona musiała się mylić.
Musiała przyznać, że nadszedł czas, żeby się na chwilę zatrzymać i spojrzeć na wszystko jeszcze
raz.
To była zbrodnia techniczna, pomyślała, ale nawet taka zbrodnia wymaga elementu ludzkiego:
motywu, emocji, chciwości, nienawiści, zazdrości i władzy. Który z nich albo które był jądrem
tej zbrodni? U Jessa widziała żądzę i głód władzy. Ale czy byłby zdolny zabić dla władzy?
Klatka po klatce odtworzyła w myślach jego reakcję na pokazane mu zdjęcia z prosektorium. Czy
człowiek, który spowodował i pokierował taką śmiercią, reagowałby tak gwałtownie, gdyby stanął
twarzą w twarz ze skutkami swoich działań?
Niewykluczone, uznała. Lecz nie pasowało to do jej obrazu sprawcy.
Przypomniała sobie, że Jess uwielbiał patrzeć na rezultaty swoich poczynań. Lubił śmiać się z nich
w kułak i zapisywać je w rejestrze. Może miał inny rejestr, którego nie znalazła ekipa? Będzie
musiała sama wybrać się do studia.
Zamyślona wysiadła z windy na trzydziestym dziewiątym piętrze, obrzuciła spojrzeniem
przezroczyste, wzmocnione ściany laboratorium. Było cicho, system zabezpieczeń działał na
pełnych obrotach, na co wskazywało wirowanie kamer omiatających całe wnętrze
ostrzegawcze, czerwone mruganie detektorów ruchu. Jeśli pracowali tam jeszcze jacyś ludzie,
wszyscy musieli być gdzieś pozamykani.
Położyła dłoń na czytniku, dostała potwierdzenie zgodności linii papilarnych. Wymówiła głośno
swoje nazwisko, by podać próbkę głosu, po czym zapytała o drogę do gabinetu Reeanny.
Porucznik Eye Dallas, zezwolenie wejścia na poziom. Przejść w lewo, przez otwarte
przejście napowietrzne, potem w prawo aż do końca. Gabinet Dr Ott znajduje się pięć metrów nad
tym punktem. Powtarzanie procedury przed wstępem do gabinetu nie jest konieczne.
Zastanawiała się, czy to Roarke czy Reeanna udzielili jej z góry pozwolenia. Poszła według
wskazówek. Przejście napowietrzne zrobiło na niej duże wrażenie ze wszystkich stron
rozpościerał się widok na miasto. Gdy spojrzała w dół, zobaczyła pod swoimi stopami życie tętniące
na ulicy. Sącząca się muzyka pulsowała niezwykłą energią i Eye kwaśno pomyślała o idei
muzykologów, by dawać laborantom entuzjazm do pracy. Czyż to nie jest jeszcze jeden przykład
kierowania psychiką?
Minęła drzwi, na których widniał napis głoszący, że prowadzą do gabinetu Williama. Mistrz gier,
pomyślała. A może skorzystałaby z jego opinii? Mógłby jej podsunąć jakąś hipotezę. Zapukała i
zobaczyła, że mruga czerwone światełko sygnalizujące, że drzwi są zamknięte.
Przykro mi Williama Shaffera nie ma obecnie w gabinecie. Proszę zostawić nazwisko i wiadomość.
Skontaktuje się jak najszybciej.
Tu Dallas. Słuchaj, William, jeżeli będziesz miał kilka minut po obiedzie, chciałabym, żebyś rzucił
na coś okiem. Idę teraz do gabinetu Reeanny i jeśli jej nie będzie, zostawię wiadomość. Będę w
budynku, a pózniej w domu, gdybyś miał dla mnie chwilę.
Odwracając się, rzuciła okiem na zegarek. Jak długo można jeść, na litość boską? Nabiera się
jedzenie na widelec, wkłada do ust przeżuwa i połyka.
Odnalazła gabinet Reeanny i zapukała. Kiedy zapaliła się zielona lampka, zawahała się przez dwie
sekundy, po czym rozsunęła drzwi. Gdyby Reeanna nie chciała jej wpuścić, nie zostawiałaby
otwartych drzwi, uznała Eye i weszła do schludnego gabinetu.
Pokój pasował do Reeanny. Wszystko w nim błyszczało, co podkreślało uwodzicielskie tony
soczystej czerwieni dzieł laserowych wiszących na białych, chłodnych ścianach.
Biurko stało naprzeciw okna, przez które Reeanna mogła obserwować zatłoczone niebo.
Na miękkim wyściełanym fotelu widać było jeszcze zarys kształtu ciała osoby, która na nim
wcześniej siedziała. Kształty Reeanny robiły wrażenie nawet w takiej ulotnej formie. Twardy stół z
plastycydu miał wyrzezbiony skomplikowany wzór z rombów, które odbijały światło padające z
łukowatej lampy z bladoróżowym kloszem.
Eye podniosła gogle do programów wirtualnych, które leżały na stole, i stwierdziła, że to najnowszy
model Roarke a. Odłożyła je z powrotem wciąż podchodziła do nich nieufnie.
Odwróciła się, by obejrzeć stanowisko pracy Reeanny. Nie było tu nic miękkiego, kobiecego
wszystko miało oficjalny, zawodowy charakter. Gładki, biały blat biurka, urządzenie do napinania
mięśni, działające nawet teraz. Usłyszała niski szum komputera pracującego w trybie auto i
zmarszczyła brwi na widok migających na monitorze symboli. Przypominały to, co przed chwilą
usiłowała odcyfrować na monitorze Roarke a.
Ale wszystkie kody komputerowe wyglądały dla niej tak samo.
Zdjęta ciekawością podeszła do biurka, lecz nie znalazła tu nic interesującego. Srebrne pióro, para
pięknych, złotych kolczyków, hologram przedstawiający Williama w stroju do lotów kosmicznych z
szerokim, młodzieńczym uśmiechem. Jakiś wydruk, znów w tym tajemniczym kodzie.
Eye usiadła na brzegu biurka. Nie chciała pakować swojego sztywnego ciała w fotel wyżłobiony
delikatnymi krągłościami Reeanny. Wyciągnęła nadajnik i wywołała Peabody.
Masz coś?
Syn Deyane chce współpracować. Wie, że interesowała się grami, zwłaszcza związanymi z
graniem ról. On sam nie podzielał tych zainteresowań, ale twierdzi, że zna jedną z jej partnerek
gry. Spotykał się z nią przez jakiś czas. Mam jej nazwisko i adres. Mieszka tu, w Nowym Jorku.
Podać?
Myślę, że sama sobie poradzisz. Umów się z nią, ale wezwij do nas dopiero wtedy, kiedy odmówi
współpracy. Zamelduj, jak ci poszło.
- Tak jest. Głos Peabody pozostał spokojny, lecz gdy usłyszała o swoim zadaniu, oczy się jej
zaświeciły. Już jadę.
Zadowolona Eye spróbowała połączyć się z Feeneyem, ale jego częstotliwość była zajęta. Musiała
zostawić mu wiadomość z prośbą o kontakt.
Otworzyły się drzwi i Reeanna zatrzymała się w biegu, kiedy ujrzała Eye na biurku.
Och, Eve. Nie spodziewałam się, że już jesteś.
Czas to jeden z moich problemów.
Rozumiem. Uśmiechnęła się, zamykając drzwi. Przypuszczam, że Roarke cię wpuścił.
Chyba tak. Coś nie w porządku? -
Nie, nie. Reeanna machnęła ręką. Jestem po prostu rozkojarzona. William bez przerwy
gadał o jakichś usterkach, które go martwią. Zostawiłam go rozmyślającego nad creme brulee.
Rzuciła okiem na mruczący komputer. Praca tutaj nigdy się nie kończy. Praca koncepcyjna
dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Uśmiechnęła się.
Przypuszczam, że tak samo jest w policji. Nie zdążyłam wypić brandy. Masz ochotę?
Nie, dzięki. Służba.
No to kawy. Reeanna podeszła do biurka i poprosiła o kieliszek brandy i czarną kawę. Musisz
mi wybaczyć to roztargnienie. Jesteśmy dzisiaj trochę spóznieni. Roarke potrzebował danych o
nowym modelu stacji wirtualnej wszystkich szczegółów od początkowego projektu do
wprowadzenia na rynek.
A więc to wasz projekt. Nie wiedziałam o tym aż do dziś.
Och, to głównie dzieło Williama. Chociaż i ja dołożyłam małą cegiełkę. A więc podała jej kawę.
Co mogę dla ciebie zrobić?
Mam nadzieję, że zgodzisz się na tę konsultację. Podejrzany jest w areszcie, ma adwokata, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]