[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dno. Postawiła kufel. - Lepiej by się stało, gdyby ono się w ogóle nie urodziło - powiedziała. -
Gdyby żadne z nich się w ogóle nie urodziło.
Wstała, ociężale podeszła do Horace'a i stanęła nad nim oddychając chrapliwie. Położyła
mu rękę na głowie i uniosła ku sobie jego twarz.
- Pan mi nie kłamie, prawda? - patrzyła na niego przeszywająco, ze skupieniem i
smutkiem. - Nie, pan nie kłamie.
Puściła go.
- Niech pan tu chwilę zaczeka. Zobaczę.
Wyszła. Słyszał jej głos, gdy rozmawiała z Minnie w hallu, a potem jej ciężkie człapanie
na schodach.
Siedział spokojnie tak, jak go zostawiła. Rozglądał się po tym jej pokoju: drewniane
łóżko, malowany parawan, trzy pękate fotele, skrytka w ścianie. Toaletka zarzucona przyborami
toaletowymi zdobnymi w kokardy z różowej satyny. Na parapecie kominka
woskowa lilia pod szklanym kloszem, nad lilią przystrojona w czarną krepę fotografia
potulnie wyglądającego mężczyzny z ogromnym wąsem. Na ścianach kilka litografii scen
pseudogreckich i obraz z frywolitek. Wstał i podszedł do drzwi.
Minnie siedziała na krześle w mrocznym hallu.
- Minnie - powiedział. - Muszę wypić. Jeden głębszy.
Właśnie skończył pić, gdy Minnie znów weszła do pokoju.
- Pani Reba prosi pana na górę.
Wszedł po schodach. Pani Reba czekała na podeście. Poprowadziła go przez korytarz i
otworzyła przed nim drzwi do jakiegoś ciemnego pokoju.
- Bądzie pan z nią musiał rozmawiać po ciemku - powiedziała. - Ona nie chce
światła. - Smuga jasności z korytarza padająca przez otwarte drzwi kładła się w poprzek
łóżka. - To nie jej pokój. Nawet nie chciała pana przyjąć u siebie w pokoju. Mnie to się zdaje, że
powinien pan ją jakoś rozkrochmalić, bo inaczej pan się od niej nie dowie tego, o co panu
chodzi.
Weszli. Smuga światła kładła się w poprzek łóżka na falistym wzniesieniu kołdry,
nieruchomym, jakby nie leżał tam nikt.
Ona się udusi" - pomyślał Horace.
- Laleczko - powiedziała pani Reba. Wzniesienie kołdry nie poruszyło się. - Ten pan
przyszedł, laleczko. Skoro jesteś zakryta, zapalimy światło. Wtedy będziemy mogli zamknąć
drzwi.
Zapaliła światło.
- Ona się udusi - powiedział Horace.
- Zaraz wyjdzie spod kołdry - powiedziała pani Reba. - No, proszę. Niech pan jej powie,
czego pan chce. Ja tu lepiej zostanę. Ale to panu nie szkodzi. Nie mogłabym pracować w moim
interesie, gdybym się już dawno nie nauczyła być głucha i niema. Zresztą choćbym nawet była
kiedyś ciekawska, od lat by mi to przeszło w tym domu. Tu jest krzesło.
Odwróciła się, ale Horace uprzedził ją i przyciągnął dwa krzesła. Usiadł przy łóżku i
powiedział nieruchomemu wzniesieniu kołdry, czego chce.
- Chcę tylko wiedzieć, jak się to stało naprawdę. Pani się tym nie narazi. Ja wiem, że nie
pani to zrobiła. I zanim pani mi cokolwiek powie, przyrzekam, że nie będzie pani musiała
zeznawać w sądzie, jeżeli tylko zdołam bez pani zeznań uchronić go od powieszenia. Ja panią
rozumiem. Nie zawracałbym pani głowy, gdyby nie chodziło o życie tego człowieka.
Wzniesienie nie poruszyło się.
- Powieszą go za coś, czego wcale nie zrobił - powiedziała pani Reba. - I ona nie będzie
miała nic, nikogo. Ty z brylantami, a ona z tym biednym dzieciątkiem. Widziałaś je, prawda?
Wzniesienie nie poruszyło się.
- Ja panią rozumiem - powiedział Horace. - Może pani wystąpić pod innym
nazwiskiem, przebrać się tak, że nikt pani nie pozna, włożyć okulary.
- Wytrzeszcza nie złapią, laleczko - powiedziała pani Reba. - On jest cwany. I przecież
nie znasz jego nazwiska, w żaden sposób, i jeżeli będziesz musiała pojechać na świadka w tym
sądzie, ja mu powiem o tym po twoim wyjezdzie i on wtedy wyjedzie gdzieś i sprowadzi cię tam
do siebie. Ani ty, ani on nie potrzebujecie mieszkać tu w Memphis. Ten pan adwokat zajmie się
tobą i nie będziesz musiała mówić nic, czego byś...
Wzniesienie się zakłębiło. Tempie odrzuciła kołdrę i usiadła. Była potargana, twarz miała
napuchniętą, dwie plamy różu na kościach policzkowych i usta barbarzyńsko umalowane w łuk
amora. Przez chwilę patrzyła na Horace'a czarno i wrogo, potem odwróciła wzrok.
- Chcę dżynu - powiedziała podciągając nocną koszulę na ramieniu.
- Połóż się - powiedziała pani Reba. - Dostaniesz kataru.
- Chcę jeszcze dżynu - powiedziała Tempie.
- Połóż się i zakryj swoją goliznę w każdym razie - powiedziała pani Reba wstając. -
Trzy już wypiłaś od kolacji.
Tempie znowu podciągnęła koszulę. Spojrzała na Horace'a.
- Więc pan niech mi postawi.
- No, laleczko - pani Reba spróbowała popchnąć ją na poduszkę. - Połóż się i nie
odkrywaj, i opowiedz panu tę całą historię. A ja ci przyniosę dżynu za chwileczkę.
- Proszę mnie puścić - powiedziała Tempie wyrywając się pani Rebie.
Pani Reba naciągnęła jej kołdrę na ramiona.
- Więc niech mi pan da papierosa. Ma pan papierosy? - zapytała Temple Horace'a.
- I papierosa też ci dam - powiedziała pani Reba. - Czy zrobisz to, czego ten pan chce od
ciebie?
- Co? - zapytała Tempie. Patrzyła na Horace'a czarno, wojowniczo.
- Nie musi mi pani mówić, gdzie ten pani... on... - Horace zająknął się.
- Niech pan nie myśli, że ja się boję powiedzieć - obruszyła się Tempie. -
Wszędzie to powiem. Niech pan nie myśli, że ja się boję. Chcę dżynu.
- Powiedz mu, to ci przyniosę - powiedziała pani Reba.
Siedząc na łóżku, z kołdrą naciągniętą na ramiona, Tempie opowiedziała Horace'owi o
nocy, którą spędziła w tym zrujnowanym domu - od chwili gdy weszła tam do pokoju i na próżno
zastawiła drzwi krzesłem, aż do chwili gdy ta kobieta podeszła do niej, do łóżka i wyprowadziła
ją stamtąd. Wydawało się, że tylko ten fragment ze wszystkiego, co ona tam przeżyła, utkwił jej
szczególnie w pamięci: ta noc, którą spędziła stosunkowo spokojnie. Od czasu do czasu Horace
usiłował poruszyć temat samej zbrodni, ale Tempie wymykała mu się i znów opowiadała o sobie,
jak siedziała na łóżku nasłuchując głosów tych mężczyzn na ganku albo leżała w ciemnościach,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]