[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wybierzemy się wspólnie na przejażdżkę.
Elston
11 kwietnia 1813
Karla z cichym jękiem wypuściła list z palców. Elstona nie będzie
w Londynie przez dwa tygodnie! Nie tylko nie wyzna mu dziś
prawdy, ale nie może też liczyć na jego wsparcie w walce z macochą.
Ponownie wzięła do ręki list, żeby sprawdzić, czy nie pomyliła się co
do okresu nieobecności Roberta w stolicy. Nie, wróci za dwa
tygodnie.
Na szczęście dał jej wskazówki, co ma robić, jeśli sytuacja
wymknie się spod kontroli. Miał rację, twierdząc, że lady Blackburn
na pewno w razie potrzeby stanie w jej obronie. Podobnie księżna i
lady Kesteven.
Przy odrobinie szczęścia nie powinno być żadnych kłopotów. Ale
Karla nie czuła się szczęśliwa.
Rozdział 16
Robert gardził ludzmi, którzy dopuszczali się kłamstwa. Nawet
takie drobiazgi jak nieszczery komplement dla brzydko ubranej
kobiety sprawiały, że w towarzystwie czuł się nieswojo. Całą drogę z
Londynu do Biggleswade bił się z myślami, co powinien zrobić, ale
nie potrafił podjąć decyzji. Miał do wyboru albo złamać obietnicę
dochowania tajemnicy daną przyjaciółce, albo skłamać przyjacielowi.
Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia.
Dojechał na miejsce spotkania z George'em nieszczęśliwy.
Kabriolet Dunnleya stał już przed gospodą. Stajenni wyprzęgali siwki
i odprowadzali je do stajni. Elston poczekał na wicehrabiego przed
drzwiami.
- Witaj, Robercie. Widzę, że George nie zawahał się poprosić o
pomoc.
Robert uścisnął wyciągniętą dłoń Dunnleya.
- Zdziwiłbym się, gdyby zwrócił się do kogoś jeszcze poza nami.
- Masz rację. Ja w jego sytuacji postąpiłbym podobnie.
W gospodzie powitał ich właściciel, z którym ustalili cenę za
nocleg, po czym razem ze służącymi udali się do salonu, który
wynajął dla nich Weymouth.
Książę siedział przy stole przykrytym rozłożonymi mapami i
wydawał polecenia grupie zebranych w pomieszczeniu mężczyzn. Nie
zauważył przybycia przyjaciół, dopóki Robert go nie przywitał.
- Jakie masz wieści? - spytał od progu Elston.
- Zgłaszam się do pomocy - odezwał się Dunnley. George
podziękował im obu i skinął, aby podeszli do stołu.
- Theo, ty zajmiesz się poszukiwaniami między Biggleswade i
Cambridge. Robercie, tobie pozostanie okolica Wolverton. Wuj Beth
powiadomił mnie, że nie ma jej w Castleton Abbey, ale może
zmierzać w tamtą stronę.
- %7łałuję, ale nie będę mógł przyłączyć się do poszukiwań. Muszę
pilnie wyruszyć na północ. - Robert wziął pióro i napisał kilka zdań na
kartce. - Jeśli będziesz potrzebował więcej ludzi, poślij tę wiadomość
do Elston Abbey.
Wytłumaczenie brzmiało dość wiarygodnie i nie do końca nawet
mijało się z prawdą. Elston miał nadzieję, że George nie będzie pytał
o szczegóły. Przyjaciel jednak spojrzał tylko na niego z urazą i po
kilku sekundach odparł:
- Dziękuję, Robercie.
- Jadę na północ aż do Darlington i będę pytał o Beth na każdym
postoju. Jeśli się czegoś dowiem, poślę do ciebie Higginsa z
wiadomością.
- Byłbym ci za to bardzo wdzięczny.
Gdy wszyscy służący znali już swoje zadania, Weymouth odesłał
ich, żeby wypoczęli przed jutrzejszymi poszukiwaniami. Wkrótce i
trzej przyjaciele udali się na spoczynek.
Następnego ranka po wczesnym śniadaniu z George'em i
Dunnleyem Robert ruszył na północ. W każdym mieście pytał o Beth i
jej pokojówkę, ale poza Biggleswade nigdzie ich nie widziano. W
Darlington wynajął więc posłańca, który miał tę wiadomość
dostarczyć Weymouthowi. W ten sposób uspokoił sumienie i udał się
do Hawthorn Lodge. Zaczynał kolejną kampanię tego sezonu.
Siedząc w powozie, zastanawiał się, dlaczego Beth postanowiła
się schronić właśnie w Stranraer. Być może dlatego, że wioska
znajdowała się daleko od Londynu. Plotki ze stolicy mogły tu wcale
nie dotrzeć, a nawet gdyby stało się inaczej, miejscowi raczej by się
nimi nie zainteresowali.
Robert nie miał pojęcia, co powinien zrobić, gdy już odnajdzie
Beth. Raczej nie uda mu się namówić jej, by wróciła do Londynu,
gdzie George mógłby się oświadczyć. Beth postanowiła wyjść za mąż
z miłości i za nic nie pozwoliłaby Weymouthowi ożenić się z nią z
poczucia winy. Robert nie wątpił, że Amerykanka kocha George'a, ale
nie wierzyła, że książę odwzajemnia jej uczucie. Mimo wszystko
zdecydował, że spróbuje ją przekonać, iż ślub z Weymouthem będzie
spełnieniem marzeń ich obojga.
Trzeba było także uświadomić Beth, że wcale nie zrujnowała
sobie reputacji na zawsze. Być może nadszarpnęła ją nieco, ale po
ślubie z George'em wszystko wróciłoby do normy.
Małżeństwo z Robertem dałoby ten sam rezultat, bo przecież
podróżowali wówczas we troje. Nie byłby to jednak związek z miłości
ani ze strony Beth, ani jego. Robert bardzo lubił i szanował
Amerykankę, ale nic więcej. Mimo to, jeśli nie uda mu się przekonać
Beth, że George ją kocha, honor wymagał, by sam się jej oświadczył.
Te rozważania i wnioski, które z nich wyciągnął, sprawiły, że
wcale nie chciał już odnalezć przyjaciółki.
W liście napisała jednoznacznie, że jedzie do Stranraer. Prosiła o
zachowanie dyskrecji i wybaczenie za nadużycie ich przyjazni.
Wkrótce los Beth znajdzie się w jego rękach. A jego przyszłość, z
kolei, równie dobrze może być uzależniona od Beth, mimo że panna
Castleton nie została wymieniona w testamencie ojca.
W poniedziałek rano Karla wybrała się do rezydencji
Castletonów. Chciała upewnić się, że Beth doszła do siebie po
wydarzeniach na balu maskowym, i przekazać przyjaciółce, iż
przeprowadziła się do lady Blackburn. Dziewczęta nie widziały się
dwa dni, bo od piątku Karla nie uczestniczyła w żadnym przyjęciu ani
wieczorku. W sobotę czuła się jeszcze roztrzęsiona po awanturze z
macochą, więc niedzielę razem z lady Blackburn i jej synem spędzili
spokojnie w rezydencji.
North otworzył drzwi niemal natychmiast po tym, jak Karla
zastukała kołatką.
- Dzień dobry, panno Lane.
- Dzień dobry. Czy zastałam pannę Castleton? Kamerdyner
zawahał się, ale po chwili zaprowadził gościa do saloniku.
- Powiem państwu, że pani przyszła, panno Lane. Karla nie
bardzo miała ochotę zobaczyć się z lady
Julią i księciem. Obawiała się, że w obecności krewnych nie będą
mogły swobodnie rozmawiać z Beth, ale ponieważ zjawiła się u
Castletonów znacznie wcześniej niż wypadało, nie mogła narzekać.
Ciotka Beth zawsze była uprzejma w stosunku do Karli i dziewczyna
z wdzięcznością przyjmowała jej rady na temat dobrych manier
przedstawiane w formie opowieści na temat gaf popełnionych w
minionych sezonach.
Tymczasem kilka minut pózniej w saloniku zamiast Beth albo
lady Julii zjawił się książę. Karla zerwała się na równe nogi, gdy,
utykając bardziej niż zwykle, próg przestąpił wuj Beth.
- Panno Lane - odezwał się, zasiadłszy w fotelu - wiem, że nie
przyszła pani zobaczyć się ze mną, ale obawiam się, że tylko ja będę
mógł dziś dotrzymać pani towarzystwa. Lady Julia nie czuje się
dobrze.
Według Karli to samo można było powiedzieć o księciu.
- Czy Beth także nie jest w dobrym nastroju?
- Na pewno nie zachowuje się rozsądnie. - Castleton westchnął
ciężko. - Prawdę mówiąc, panno Lane, nie wiem, jak czuje się Beth.
Wyjechała z Londynu w sobotę rano.
Bez pożegnania? Zaskoczona Karla kilka sekund wpatrywała się
w księcia z niedowierzaniem.
- Ona nie... nie powiedziała mi, że wyjeżdża. - Karla wstała. - W
takim razie przepraszam, że niepokoiłam pana.
- Beth nikogo nie poinformowała o swoim wyjezdzie - odparł
Castleton. - Uciekła, bo bała się, że konfrontacja z lady Arabellą
zrujnowała jej reputację.
W głosie księcia zabrzmiała taka rozpacz i udręka, że Karla
uklękła przy jego fotelu.
- Co mogę dla pana zrobić, lordzie? Czy lady Julii poprawiłaby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]