[ Pobierz całość w formacie PDF ]
od Sandoralu to jedyny gęsto zaludniony i produkcyjny obszar, który może wspierać linię obrony.
Jeśli ich tam wpuścimy, Koloniści będą mogli czekać, aż miasto się podda, nie licząc się z upływem
czasu. A wątpię, byśmy zdołali utrzymać ich na południe od Oxheadów lub na zachód od Komar.
Całe stulecia trwałaby odbudowa tego, co by zniszczyli, o ile w ogóle byłoby to możliwe.
Wziął głęboki oddech i zamknął na chwilę oczy, by otworzyć je z olśniewającym uśmiechem,
przez który prawie się wygłupił.
Mam za zadanie bronić tej granicy. Jedynym sposobem jest usunięcie grozby, jaką stwarza
polowa armia Kolonistów, działająca na terenie Górnego Drangosh. A to oznacza spotkanie z nią
poza murami i ostateczne jej zniszczenie.
Poruszenie, krzyki, wiwaty z ust młodych towarzyszy, powolne skinienie głowy Jorga Menyeza.
Suzette popatrzyła na niego, a w jej oczach lśniły wzbierające łzy. Okrzyki przerażenia z ust więk-
szości zebranych. Raj podniósł rękę, prosząc o ciszę, ale wielu z obecnych odbierało własne wizje.
Ucieczka, z wyciem kawalerii Kolonistów za plecami, jak sądził. Zmierć, kalectwo, niewola.
400
Cisza! krzyknął.
UWAGA NA ROZKAZY!!! ryk Da Cruza uciszył ich skuteczniej niż wystrzał z pistole-
tu. Dowódca powiedział cicho , messerowie łagodniej dodał da Cruz. Ponie. . .
Dziękuję, mistrzu sierżancie. Tak, messer Reed?
Reed pochylił się w przód.
Ale powiedziałeś, że znacznie przewyższają was liczebnością. To samobójstwo!
Nie, jeśli uważnie wybierzemy pole i zatroszczymy się, by wróg do nas przyszedł.
Oczy dowódcy milicji zwęziły się: nie ze strachu, pomyślał Raj, ale w takim spojrzeniu, jakie
posyła się wrogowi.
Jak? zapytał.
Raj uśmiechnął się ponownie, przeniósł ciężar ciała na palce, i zgiął wskaznik w dłoniach. Mo-
dląc się o pieprzony cud, pomyślał. A na głos powiedział Messerowie, nie mam zamiaru przyjąć
bitwy manewrowej w otwartym polu. . . nie, mając za przeciwnika siły o jedną trzecią liczniejsze
i bardziej mobilne. Zamiast tego odwrócił mapę, pokazując inną część okolic miasta mam
zamiar okopać się na zachód od miasta. Nawet, jeśli mają trzydzieści tysięcy ludzi, Tewfik i Jamal
nie mogą rozciągnąć się tak, by objąć jednocześnie armię polową i miasto. Nie mogą też zostawić
piętnastu tysięcy zorganizowanych żołnierzy na własnych tyłach, ani miasta ze statkami parowymi
401
i wodną trasą zaopatrzeniową. Jeśli przesunę się na zachód od miasta, to muszą zniszczyć armię
Górnego Drangosh albo zepchnąć ją za mury, zanim ruszą dalej.
Jeden z dowódców batalionów podniósł rękę: Beltin, 12. Rzezników z Rogor.
Dowódco, jeśli rozciągniemy linię wojsk tak bardzo, by nie mogli jej obejść, będą mogli się
przebić. A jeśli ją wzmocnimy, będą mogli ją obejść. Nawet okopani, nie będziemy mieli dość ludzi.
Raj skinął głową.
Czas, miejsce i siła, panowie. Wiecie, jaki jest teren w pobliżu rzeki. Nie do przebycia i coraz
gorszy, im dalej na północ. Co więcej, na północy są forty, w których zainstalowano wielkie działa,
mogące zniszczyć wszystko, co przepływa obok nich. Kontrolujemy dzięki nim rzekę. To dlatego
budują most sześćdziesiąt kilometrów stąd. Będą musieli maszerować, przez każdy metr drogi stale
oddalając się od brzegu rzeki. Dwadzieścia, trzydzieści tysięcy ludzi, może czterdzieści. . . ale nie
straszmy nikogo. . . tyle samo zwierząt, z których każde musi jeść i co ważniejsze pić, moi przyja-
ciele. I to częściej niż raz dziennie. Ile tysięcy litrów zabiorą ze sobą od brodu? To. . . wskaznik
nie wystarczał, odrzucił go więc na stół i już palcem pokazał wyschnięte koryto rzeki na południo-
wy zachód od miasta . . . właśnie tutaj się okopiemy. Nieprzebyty teren po naszej lewej. Bardzo
ciężki po naszej prawej, a zródło zapasów zaledwie pięć kilometrów za nami, w mieście, a także
402
droga ucieczki, gdyby stało się najgorsze. Jeśli pójdą na zachód, skomplikują sobie bardzo sprawę
zapasów i wystawią nam swoją flankę. Jeśli będą czekać, w porządku, to my się bronimy.
Oczywiście dodał musimy wzmocnić siły obronne jak tylko się da. Zabierzemy z miasta
każdą możliwą do przeniesienia armatę. . . Reed wstał na równe nogi, a na jego twarzy malowało
się prawdziwe przerażenie. Raj patrzył na niego przez chwilę, uśmiechając się złowrogo. Proszę.
Daj mi powód, nawet nie będę musiał cię wyprowadzać, żeby zastrzelić cię z przyczyn osobistych,
proszę, daj mi jakiś powód. Głowy towarzyszy skierowały się na Reeda jak wieżyczki strzelnicze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]