[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Sander uświadomił sobie, że również jest głodny. Nie mogli się tu jednak
zatrzymywać i tracić czasu. Im większy dystans będzie ich dzielił od tych zwiadowców, tym
bardziej będzie zadowolony.
Nie zaniedbując żadnych środków ostrożności, towarzystwo ruszyło dalej, torując
sobie drogę przez góry odpadków zmiażdżonych przez starożytne fale i pozostawionych przez
wysychające morze. Od czasu do czasu kusiło Sandera, by wypróbować niektóre kawałki
metalu widoczne w tym rumowisku. Dlaczego Handlarze, mając to wszystko pod nosem,
szukali innych, bardziej zżartych przez rdzę i zniszczonych miast? A może ten szlak miał
prowadzić tutaj, w celu splądrowania tego nieogarnionego chaosu?
A jednak nie było tu żadnych oznak kopania. Prawdę mówiąc, Sander uważał, że
próbowanie tego byłoby bardzo ryzykowne. Hałdy w mieście stawały się gładsze pod
wpływem podmuchów rześkiego wiatru, podczas gdy te masy łamały się od niego i od czasu
do czasu krusząc się spadały w dół. Dlatego Sander jednym okiem spoglądał do góry, aby
omijać wszelkie niepewnie wyglądające wzniesienia.
W końcu zatrzymali się, gdyż byli już tak zmęczeni, że nie mogli dalej iść. Fanyi
westchnęła głęboko, dzieląc mięso i wodę. Rhin leżał, dysząc ciężko po przełknięciu swojej
porcji. Ich buty bardzo ucierpiały na wyboistych dróżkach. Sander odciął wiązkę
niewyprawionych zajęczych skórek i obwiązał je sobie i dziewczynie wokół stóp futrem do
wewnątrz, mając nadzieję oszczędzić i ochronić to, co pozostało z ich butów.
Fanyi masowała swoje smukłe, brązowe łydki.
 Nigdy nie podróżowałam takim szlakiem jak ten  stwierdziła.  Już same
koleiny były okropne, ale to wdrapywanie się w górę i w dół jest jeszcze gorsze. Jak długo to
potrwa?
Wiedział nie więcej niż ona. Wszędzie były pokruszone kamienie i zastygłe w lawie
wodorosty z dawnego morza. Kilka skalnych szczytów urastało do wysokości góry,
widocznie wypchnięte ze skorupy ziemskiej w tym samym czasie, gdy morze zawirowało.
Był to koszmarny ląd i Sander dziękował losowi, że jak dotąd skutkiem podróżowania po nim
było jedynie kilka zadrapań, siniaków i pokiereszowane dłonie. Wiedział, że muszą znalezć
schronienie przed nadejściem nocy. Nawet należąca do Fanyi cenna latarka z Poprzedniej
Epoki nie mogła ich prowadzić przez tak niebezpieczny teren.
Jezioro było tak ogromne, że nawet teraz, mając za sobą całą tę drogę, nie dotarli do
jego zachodniego krańca. Sander przeżywał męki Tantala za każdym razem, gdy wdrapywał
się na górę w celu zbadania sytuacji na drodze. Jednak ostrzeżeniem były dla niego przygody
Białych. Zbliżanie się do tej zamieszkanej wody byłoby aktem najwyższej głupoty. Dla
bezpieczeństwa muszą się trzymać tego surowego, umęczonego lądu.
Na krótko przed zachodem słońca natrafili na odpowiednie, zdaniem Sandera, miejsce.
Dwa masywy, powstałe na skutek obsunięcia się zboczy wzgórz, utworzyły tu obniżenie,
formując je ze stopionych fragmentów ściany. Pomiędzy nimi leżał kawałek stosunkowo
gładkiego podłoża. Choć było tu dużo drewna, nie odważyli się rozpalić ogniska. Fanyi
przywołała wężacze i skuliła się między futrzastymi ciałami, gdzie było jej chyba nawet
cieplej niż przy ogniu. Sander miał Rhina.
Zwierzęta leżały cicho, nie okazując niepokoju. Zjadły szybko i z apetytem kawałki
suszonego mięsa wydzielonego oszczędnie przez Sandera. Wężacze zaspokoiły głód
podejrzanie szybko, więc Sander przypuszczał, że wcześniej, buszując po okolicy, zdołały
nawet w tym wyludnionym miejscu znalezć jakąś zwierzynę. Ponadto żadne z trójki nie
wykazywało ochoty, by zniknąć ponownie po zapadnięciu zmroku. Kiedy ciemność
zgęstniała zupełnie, Sander pożyczył od Fanyi latarkę z Poprzedniej Epoki. Osłaniając ją
jedną ręką, utorował sobie drogę do krawędzi zbocza, stanowiącego zachodnią ścianę ich
kryjówki.
Tu pstryknięciem zgasił światło i wpatrywał się uważnie na wschód. Jeśli Biali nadal
podążali śladem wozu, mogli rozbić obóz z ogniskiem. Nie zauważył jednak odblasku
płomieni.
Dopiero kiedy, gotów wracać po omacku do własnej dziury, zwrócił się na zachód,
dostrzegł iskrę, która nie była gwiazdą i mogła pochodzić jedynie od ognia. Był pewien, że
Biali nie mijali ich po południu. A więc to nie ci zwiadowcy zapalili to przewodnie światło.
Ponieważ wydawało mu się, że było to światło przewodnie  tak wysoko było umieszczone.
Kiedy je obserwował, zaczęło mrugać, powoli, z przerwami, według schematu: zgasić 
zapalić. Tak właśnie robiła Wspólnota, wysyłając poprzez kraj ostrzeżenie o zagrożeniu dla
stad. Tyle że te mrugnięcia nie przypominały szyfru, jakiego on został nauczony. Sander
odwrócił się, zwracając się ponownie ku wschodowi.
Tak, jego domysły były słuszne! Umieszczona wysoko, w odpowiedzi mrugała druga
iskierka. Biali? Jakoś w to wątpił. Mężczyzni, którzy dzisiejszego ranka rozgromili
amfibiany, wyglądali na jadących nowym, nieznanym szlakiem. Lecz kto inny mógł przesyłać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    1060. Way Margaret Zapisane w gwiazdach
    Isaac Asimov Gwiazdy jak pył Notatnik
    Arthur C. Clarke Miasto I Gwiazdy
    Stephanie Bond byc_gwiazda
    qq___norton ghost 2002 polska instrukcja
    Norton Andre Czary Swiata Czarownic
    Norton_Andre_ _Gwiezdne_bezdroza
    Dom Luka With Trust (pdf)
    Ian Rankin [Jack Harvey 03] Blood Hunt (v1.0)
    LE Modesitt The Forever Hero 2 The Silent Warrior
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • robertost.xlx.pl