[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pociera palcami, milcząc, bo jego praca ma sama mówić za siebie. Zaczynam sobie
wyobrażać skręcone promienie, małe stylizowane słońce na środku naszej bramy.
Ferro batuto, kucie żelaza, to stare rzemiosło w Toskanii. W każdym miasteczku są
misterne zamki na średniowiecznych drzwiach, żelazne zawijasy latarń, wymyślne uchwyty
do sztandarów, furtki ogrodowe; nawet są żelazne zwierzęta i konowiązy w kształcie węży.
Jak inne tradycje rzemieślnicze, ta również szybko zanika, co łatwo zrozumieć.
Trzonem angielskiego słowa blacksmith (kowal) jest black (czarny). Kuznia maestro
jest osmolona. Sadza pokrywa go całego, przestarzałe wyposażenie i palenisko takie, jakby
niewiele się zmieniło, odkąd Hefajstos rozpalił ogień w swojej kuzni. Wydaje się, że nawet
powietrze jest cieniutką zasłoną z sadzy. Wszyscy jego sąsiedzi mają bramy wykonane przez
niego. To z pewnością satysfakcja widzieć swoje dzieła tak wszędzie wokoło. On sam ma w
domu kwadratowy ozdobny balkon - niewątpliwie flirt z modernę okupiony wszakże
przymocowaniem koszyków na kwiaty. Jego dom stoi na wprost kuzni, a przestrzeń między
kuznią i domem zapełniają kury, może z dziesięć, klatki z królikami, warzywnik i śliwa, o
którą, ukryta wśród ciężkich od śliwek gałęzi, opiera się zbita z drewna drabina. Kowal
zapewne po kolacji wspina się na kilka szczebli i zrywa dla siebie deser. Doznaję coraz
bardziej nieodpartego wrażenia, że to człowiek z zamierzchłych czasów. Gdzie jest Afrodyta,
chyba gdzieś niedaleko jego kuzni?
- Termin. Termin to jedyny szkopuł - mówi. - Jestem solo. Mam syna, ale...
Nie mogę sobie wyobrazić, żeby pod koniec dwudziestego wieku ktokolwiek chciał
mieć tę ciemną kuznię przy szosie, po której wciąż śmigają samochody, tę zbieraninę obręczy
na baryłki, kozłów kominkowych, ogrodzeń i bram. Ale miejmy nadzieję, że jego syn czy
ktoś kiedyś jednak ją przejmie.
Maestro przynosi i pokazuje mi pręt zakończony kwadratowym łbem wilka.
Przypominający uchwyty pochodni w Sienie i w Gabbio. Pytamy o koszt naprawy cancello, a
także o cenę nowej bramy, dosyć prostej, ale w tym samym stylu co żelazna poręcz naszych
domowych schodów, i może ze słońcem nad górnym stykiem jej skrzydeł, żeby pasowała do
nazwy domu. Raz wyjątkowo nie pytamy o termin wykonania, ten jedyny warunek, przy
którym już nauczyliśmy się upierać na przekór łacińskiemu poczuciu nieskończoności czasu.
Czy rzeczywiście potrzebna nam do szczęścia brama wykonana ręcznie? Powtarzamy: niech
będzie prosta, przecież to nie jest nasz główny dom. Ale jakoś wiem, że będziemy chcieli
mieć właśnie taką, jaką on zrobi, nawet jeżeli ta praca zabierze mu całe miesiące. Jeszcześmy
nie odjechali, a on już o nas zapomina. Bierze kawałki żelaza, trzyma je oburącz, żeby
zważyć czy zrównoważyć. Chodzi z nimi pomiędzy kowadłami i gorącymi rusztami. Nasza
brama będzie w dobrych rękach. Wyobrażam sobie ten szczęk, kiedy będę ją zamykała za
sobą.
Studnię i mur uważamy za znamienne osiągnięcie. Dom jednak nadal pozostaje
nietknięty. Dopóki nie przeprowadzi się generalnego remontu, niewiele jest w nim do roboty.
Nie ma sensu malować przed zainstalowaniem w ścianach rur centralnego ogrzewania. Polacy
oskrobali okna i przygotowując ściany do malowania szorują tynk. Ed i ja pracujemy na
terasach albo jezdzimy po okolicy, wybieramy glazurę i wyposażenie łazienek, wyroby
żelazne, farby; szukamy też starych cienkich cegieł na podłogę nowej kuchni. Pewnego dnia
kupujemy w miejscowym sklepie meblowym dwa fotele. Kiedy już je nam przywożą,
stwierdzamy, że to kulfony i że ich ciemne obicia w abstrakcyjny drobny wzorek to raczej
koszmar, ale okazuje się, że po siedzeniu tygodniami sztywno na ogrodowych krzesłach są
wspaniale wygodne. W deszczowe wieczory ustawiamy je naprzeciw siebie jeden przed
drugim przy nakrytej płótnem skrzyni, naszym stole jadalnym, na którym stoją kwiaty w
słoiku i pali się świeca, pałaszujemy makaron z bakłażanami, pomidorami i bazylią.
W chłodne wieczory rozpalamy ogień z chrustu na kilka minut, żeby w pokoju nie
było zimnej wilgoci.
Ten lipiec nie taki jak w zeszłym roku, jest mokry. Często bywają imponujące burze.
Burza w dzień przyjemnie mnie podnieca, wychowałam się przecież na Południu, gdzie
rzeczywiście się docenia to widowisko  światło i dzwięk . W San Francisco brakuje mi burz,
zdarzają się tak rzadko.
- Ten upał musi się rozładować - mówiła mama i natychmiast się rozładowywał,
przeogromnie błyskało i grzmiało, potem odblaskiem błyskawic, milionem kilowatów
jaśniało całe niebo.
Tutaj burze często szaleją nocą.
Siedzę w łóżku, rysuję na papierze kreślarskim plany kuchni i łazienki. Ed czyta, o
taką lekturę nigdy bym go nie posądzała. Zamiast rzymskich poetów jest to dzisiaj
 Tynkowanie . Przy nim leży  Zaopatrzenie domu w wodę . Deszcz zaczyna bębnić na
liściach palm. Wstaję z łóżka, podchodzę do okna, wychylam się i szybko zawracam. Pioruny
walą w ziemię - jak te ząbkowane błyskawice w karykaturach - cztery, pięć, sześć piorunów
naraz wokół domu. Czoła burzy zbierają się nad wzgórzami i ciche grzmienie nagle zmienia
melodię, huki są tak blisko, że stos pacierzowy nieomal mi pęka. Dom się trzęsie, to bardzo
poważna burza. Zwiatła gasną. Mocno zamykamy okna, ale i tak wiatr zacina deszczem przez
szczeliny, o których istnieniu wcale nie wiedzieliśmy. I w komin raz po raz wiatr się wsysa
upiornie. Piekielna noc. Deszcz chłoszcze dom, niemądre duże palmy poddają się i poddają
podmuchom wiatru. Czuję w powietrzu ozon. Jestem pewna, że piorun trafił w dom. Ta burza
wybrała sobie nasz dom właśnie. I nie chce przesunąć się dalej. Jesteśmy jej ośrodkiem. Może
nas zmiecie w dół do jeziora Trasimeno.
- Co byś wolał - pytam - lawinę ziemi czy śmierć od pioruna?
Chronimy się pod kołdrę, jak dziesięciolatki, wrzeszcząc:
- Dość! Nie! - za każdym razem, kiedy niebo się rozjaśnia.
Aoskot przenika ściany, rozwala kamienie murów.
Wreszcie ta szalona burza zaczyna się oddalać na północ, zostawia niebo czarne,
wyprane z gwiazd. Ed otwiera okno. Wiatr przywiewa woń sosnowych odłamanych gałęzi i
rozsypanych igieł. Elektryczności wciąż jeszcze nie ma. Siedzimy w łóżku wsparci na
poduszkach i czekamy, żeby serca przestały nam łomotać. Raptem słyszymy coś w oknie. To
wylądowała na parapecie mała sowa. Kręci łebkiem w przód i w tył. Może wiatr zdmuchnął
jej gniazdo, może burza ją oszołomiła. Kiedy księżyc przedziera się przez chmury, widzimy,
jak ta sówka się w nas wpatruje. Nie poruszamy się. Błagam ją w duchu: nie wleć do pokoju.
Zmiertelnie boję się ptaków - fobia pozostała z dzieciństwa - a przecież tą małą sową jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Arthur Young Voyages en France pendant les annĂŠes 1787, 1788, 1789
    Hodgson Burnett Frances Tajemniczy OgrĂłd
    Francesco Algarotti Neutonianismo per le dame
    Janny Wurts The Cycle of Fire 2 Keeper of the Keys
    Dom Luka With Trust (pdf)
    Anonimo Real Academia Gramatica castellana
    Courths Mahler Jadwiga Pani Bettina i jej synowie
    May Karol Cyganie i przemytnicy
    338. Harlequin Romance Michaels Leigh Nie chcć™ mieć‡ dziecka
    Cykl Conan Prorok ciemnośÂ›ci Jeffrey Archer
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ptsite.xlx.pl