[ Pobierz całość w formacie PDF ]

było czyste. Zaczęli się wspinać.
Ledwo zdą\yli dołączyć do ostatniego wojownika, kiedy usłyszeli krzyk Emwayi.
Krzyk dopłynął po ciemnej powierzchni jeziora a\ do łodzi Seyganko. Wszyscy z trzech pierwszych łodzi go
usłyszeli, ale tylko Seyganko usłyszał go te\ w myślach. Rozpaczliwie szukał w nim jakiejś wiadomości.
Emwaya! Co ci grozi? Gdzie jesteś?
śadnej odpowiedzi. Wiedział, \e aby jej krzyk dotarł tak daleko na jezioro, musiała być niedaleko brzegu.
Zapewne była ju\ blisko powierzchni ziemi.
Jednak nie przyniosło mu to pociechy ani nie odpowiedziało na pytania. Zanurzył głębiej wiosło i spojrzał za
siebie. Potem wykrzyczał na całe gardło swój okrzyk wojenny i znów pociągnął wiosłem.
Pozostałe czółna wyprzedzały go, choć wioślarze pracowali bez pomocy czarów, wytę\ając jedynie własne
siły. Stu najlepszych wojowników Ichiribu popłynęło na drugą stronę jeziora, by bronić zbiorów i bydła. Z tych,
co pozostali, z górą czterystu płynęło czółnami ku kwanyjskiemu brzegowi, by zmierzyć się z wrogiem na jego
własnej ziemi. Jedynie garstka pozostała do ochrony wyspy.
Jakby wojenny okrzyk Seyganko był sygnałem rozpoznawczym, na dziobach nadpływających łodzi zabłysły
pochodnie. Za jego plecami sunęła po jeziorze ognista tyraliera.
Uniósł wiosło jak włócznię i tak trzymał, a\ szereg czółen zrównał się z nim. Wtedy znów wydał okrzyk
wojenny. Tym razem wojownicy odpowiedzieli, wypełniając krzykiem noc i jezioro od brzegu do brzegu. Je\eli
dotąd Kwanyjczycy nie byli świadomi, kto do nich nadciąga, niech teraz szykują się do walki.
Seyganko ponownie zabrał się do wiosłowania. Chwilowe poczucie tryumfu zmąciła świadomość, \e nic
więcej nie usłyszał od Emwayi  ani słuchem, ani myślą.
Conan przeskakiwał po dwa stopnie naraz, chocia\ pokrywał je mech i pokruszone kamienie. Raz pośliznął
się i byłby spadł, ale złapał się wystającego ze ściany korzenia i tylko dzięki temu, Dobanpu nie został
zmia\d\ony jak śliwka.
Schody kończyły się o wzrost człowieka od powierzchni, ale dla najlepszych Ichiribu skok na taką odległość
to dziecinna igraszka. Wszyscy stali ju\ twardo na ziemi, kiedy Conan do nich dołączył.
Pierwszym, co zobaczył, był kwanyjski wojownik padający z włócznią w udzie. Złapał jego tarczę i dobył
miecza. Rozglądał się szukając Valerii i Emwayi.
Strona 73
Green Roland - Conan i bogowie gór
Znalazł je przy drzewie, które unosiło się nad ziemię na powykręcanych korzeniach. Ka\dy korzeń był
grubszy od Złotego Wę\a. Valeria rąbała włócznie kilku naciskających ją Kwanyjczyków, dwóch innych
chwytało ju\ Emwayę. Gdyby ich koledzy, tak gorliwie nacierający na Valerię, nie zablokowali im odwrotu,
dawno by z nią uszli.
Zobaczywszy Conana walczący z Valerią Kwanyjczycy odwrócili się, w pośpiechu zahaczając się tarczami.
Ten błąd okazał się śmiertelny dla jednego z nich. Conan jednym ciosem pozbawił go głowy, po czym
odskoczył, by pozwolić ciału upaść.
Pozostali uformowali grozną ścianę z tarcz. Za chwilę mieli się przekonać, \e inni te\ posiedli sztukę walki
tarczą, niekoniecznie w szkole Wielkiego Chabano. Conan mieczem zbił włócznię jednego z nich, zaczepił
tarczą grot włóczni drugiego i kopnął. Był bosy, ale stopy miał twarde jak skóra bawołu, a kopniak niósł ze
sobą siłę jego masywnej nogi. Wojownik jęknął i lecąc w tył chwycił się towarzysza, którego wyrwał z szyku.
Conan zamarkował cios, zmuszając go do podniesienia tarczy. Ciął pod nią, a noga Kwanyjczyka odpadła tu\
nad kolanem.
Po \ebrach Conana prześliznęła się włócznia, o mało go nie raniąc. Obrócił się i przerąbał drzewce na pół.
Potem zaszar\ował na wojownika jak byk, przyciskając mu do piersi jego własną tarczę, tak \e tamten aby
widzieć, musiał ją obni\yć. Ostatnia rzecz, którą zobaczył, to połyskująca w świetle gwiazd klinga spadająca
wprost na jego głowę, by ją rozłupać na dwoje.
Valeria ścięła następnego przeciwnika, a pozostali Kwanyjczycy, oceniwszy szansę po śmierci kolejnego
kolegi, umknęli w ciemność. Conan uderzył tarczą w plecy jednego z tych, którzy pojmali Emwayę; rozległ się
chrupot pękającego kręgosłupa. Valeria podskoczyła do drugiego, chwyciła go za włosy, pociągnęła do tyłu
głowę i poder\nęła gardło.
Emwaya była wolna. Zało\yła ręce na piersi i przez chwilę patrzyła w ziemię, po czym nieznacznie
wzruszyła ramionami.
 Ojcze?
Dobanpu zbli\ył się i wyciągnął rękę, by jej dotknąć, jakby nie całkiem wierzył, \e jest prawdziwa. Ujęła jego
dłoń i uśmiechnęła się.
 Czuję się dobrze& chyba.
 Pózniej się upewnimy  rzekł Dobanpu. Jedną ręką chwycił amulet, a drugą przytrzymał sakwę przy
pasie.  Ludzie Bogowie nie są chyba dzisiaj tym, czym byli. Wyczuwam waśnie, które być mo\e ich
osłabiły. Lecz jeśli wcią\ władają śywym Wiatrem&
Przerwały mu okrzyki wojenne Kwanyjczyków. Conan rzucił tarczę i wyciągnął sztylet.
 śywy Wiatr mo\e poczekać. Ktoś tu w pobli\u wcią\ wydaje wojownikom rozkazy!  Wepchnął Emwayę
w ramiona ojca i zawołał do Valerii:
 Znajdz drogę do jeziora i sprawdz, czy da się do niego podejść. To miejsce się nie nadaje. Musimy mieć
wodę za plecami!
Valeria zniknęła bezszelestnie w ciemnościach. Spomiędzy drzew zaczęli wyskakiwać Kwanyjczycy.
Wobeku prowadził wojowników atakujących wroga, który wyszedł spod ziemi. Nie tylko honor popychał go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Cykl Conan Prorok ciemności Jeffrey Archer
    Conan Doyle Arthur Dolina strachu
    Jordan Robert Conan Tryumfator
    C Anderson Poul Conan buntownik
    0415403510.Routledge.Green.Political.Thoughts.May.2007
    Dom w Atenach Green Abby
    McReynolds_Glenna_Kochanek_z_gor_RPP057
    Camp L. Sprague de & Carter Lin Conan Tom 15 Conan z Wysp
    javascript dla kaśźdego full scan
    James Axler Deathlands 051 Rat King
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ptsite.xlx.pl