[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak! - krzyknął z entuzjazmem malec.
Gotowość, z jaką zareagował na jej propozycję, powiedziała jej więcej
niż słowa. Zrozumiała, jak rozpaczliwie synek za nią tęsknił.
Znowu poprosiła do telefonu Cassie i ustaliła z nią szczegóły ich
przyjazdu do Włoch.
RS
69
- Ta nadmorska miejscowość leży niecałe czterdzieści kilometrów od
Rzymu - wyjaśniła. - Wynajmę domek i będę was tam odwiedzać tak często,
jak to będzie możliwe.
Chyba zwariowałam, pomyślała po skończonej rozmowie. Przecież może
nie być wolnych domków do wynajęcia. Nawet nie wiem, jak się zabrać do
poszukiwań.
Szczęście jednak jej nie opuszczało. Fregene było niewielką
miejscowością i Julie bez trudu znalazła agencję zajmującą się wynajmem
letnisk. Mieli właśnie wolny bungalow, odpowiedni na jej potrzeby.
Natychmiast się na niego zdecydowała.
To chyba przeznaczenie, uznała. Jeszcze nie tak dawno za nic nie
zaryzykowałaby przyjazdu Gary'ego do Włoch. Teraz jednak nie bała się
niczego. Poczuła się silna jak nigdy przedtem. Nagle okazało się, że nie ma
problemu, którego nie umiałaby rozwiązać.
Ponownie zatelefonowała do Cassie, powiedziała jej o wynajęciu domku
i ustaliła z nią, którym samolotem przylecą. Wracała do samochodu
uśmiechnięta. Za dwa lub trzy dni będzie tulić w ramionach swoje dziecko.
Ledwo mogła opanować podniecenie.
Od razu przejęła pusty bungalow i spędziła pracowity dzień na
kupowaniu powitalnych prezentów dla Gary'ego. Do popołudnia wybrała
dla niego kilka zestawów ubranek, wiaderko i łopatkę, piłkę plażową oraz
kilka książeczek z obrazkami do kolorowania. Dla Cassie kupiła jedwabny
szalik i bluzkę.
Rico nie wrócił i nie dał znaku życia. Zapowiadało się, że dłuższej będzie
nieobecny. Julie zebrała wszystkie siły i starała zachowywać się normalnie,
nie okazując żadnych emocji. Umówiła się nawet z Carlem na następny
dzień na próbę, by zmienić kilka punktów w repertuarze.
Carlo zdziwił się, kiedy zastąpiła kilka wesołych, żywiołowych piosenek
utworami o smutnych tekstach i melodii. Nie skomentował jej decyzji, ale
kiedy po skończonej pracy siedzieli w barze, sącząc drinka, zauważył
mimochodem:
- Rozumiem, że nie wiadomo, kiedy Rico wraca. Julie tylko wzruszyła
ramionami.
- Nie udawaj, że nic cię to nie obchodzi - poprosił muzyk. - To zupełnie
do ciebie niepodobne.
- Mylisz się, Carlo. Mnie i Rica nic nie łączy.
- Julie, cara, rozmawiasz z człowiekiem, który stał tuż przy nim, kiedy
nokautował tego aktora. Pan Forza gotów był go zamordować. Nawet jeśli
ty o niego nie dbasz, on za tobą szaleje.
RS
70
- To gdzie się teraz podziewa? - spytała gorzko Julie. - Jak mógł tak
zwyczajnie odejść po...
- Znam dobrze Rica. Kiedy nie umie sobie z czymś dać rady, po prostu
zamyka się w sobie głęboko. Od lat okazywał światu jedynie sztuczne
emocje. Była to forma samoobrony. Najbardziej się bał, żeby coś nie
przebiło tego pancerza. Dobrze, że nie został bankierem, bo działa
impulsywnie, a potem żałuje, kiedy jest już za pózno. Kiedyś jednak
dotyczyło to spraw mało dla niego ważnych. Jeśli teraz coś się dla niego
liczy... Bóg raczy wiedzieć, co może zrobić.
Julie zjawiła się na lotnisku o godzinę za wcześnie, z góry przeżywając
fakt, że samolot może się spóznić. Przyleciał jednak o czasie i już wkrótce
ściskała w objęciach swojego synka.
Droga do Fregene upłynęła im w pogodnym nastroju. Julie pokazała
letnisko ciotce Cassie i Gary'emu, potem z radością przypatrywała się, jak
rozpakowują prezenty, a następnie mały zaciągnął ją na plażę. Cassie wolała
zostać w domu, żeby odpocząć.
Gary zachwycił się złocistym piaskiem, błękitnym morzem, pysznymi
włoskimi lodami. Długo baraszkowali w wodzie, ochlapując się nawzajem i
śmiejąc głośno ze szczęścia.
Julie myślała o tym, jak bardzo Gary przypomina swojego ojca.
Wyglądał jak typowy Włoch: ciemnowłosy i ciemnooki. Miał zaledwie
siedem lat, ale było coś szczególnego w jego postawie, co świadczyło o
szlachetnym pochodzeniu. Jakże dumny byłby Rico ze swojego syna, gdyby
tylko mógł go wkrótce zobaczyć!
Została we Fregene dopóty, dopóki zmęczony pełnym wydarzeń dniem
chłopczyk nie zasnął. Stało się to, jak tylko przyłożył głowę do poduszki.
Julie przez chwilę jeszcze siedziała przy nim, mierzwiąc mu włosy.
- Wkrótce znowu przyjadę - szepnęła.
Zjawiła się i nazajutrz, i dwa dni pózniej. Czas spędzony na plaży byłby
jednym pasmem błogich chwil, gdyby nie cierpiało jej serce. Zastanawiała
się, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy Rica.
Zjawił się pewnej nocy w samym środku jej występu. Stał w cieniu,
prawie nie zauważony, a nim zamilkły ostatnie brawa, bez słowa wymknął
się z klubu. Julie pewnie nawet by się nie dowiedziała, że był, gdyby Carlo
nie napomknął o tym mimochodem.
W hotelu zastała bukiet czerwonych róż w wazonie. Do kwiatów
dołączona była wizytówka z jedną tylko literą: R.
RS
71
Usłyszała delikatne pukanie do drzwi. Mężczyzna, który za nimi stał,
wyglądał tak, jakby nie spał od tygodnia. Twarz miał wymiętą, oczy mu
płonęły. Nic nie mówił, tylko patrzył na Julie w milczeniu.
- Byłaś dziś doskonała, jak zawsze - odezwał się w końcu.
- Przyszedłeś, by rozmawiać o moim występie? - spytała z ironią.
- Nie, chciałem cię przeprosić. Wiem, co musiałaś o mnie myśleć,
kiedy... kiedy tak nagle opuściłem twój apartament. Ale to nie to, co ci
przyszło do głowy.
- Skąd wiesz, co mi przyszło?
- Nie opuściłem cię tak po prostu...
- To właśnie zrobiłeś.
- Przecież zamierzałem wrócić... Nieprawda... początkowo nie
zamierzałem, już nigdy. Czy mogę usiąść?
Kiedy Julie pokiwała głową, opadł ciężko na łóżko i ukrył twarz w
dłoniach.
- Wyglądasz, jakbyś dopiero co wysiadł z samolotu - zauważyła.
- Nie, wróciłem - spojrzał na zegarek - ubiegłej nocy. Chciałem przyjść
od razu do ciebie, lecz zamiast tego poszedłem na spacer. Przynajmniej tak
mi się wydaje... Niezbyt dobrze pamiętam... Coś bredzę, prawda?
- Jesteś wyczerpany. Idz do domu i trochę się prześpij. Nie powinieneś
był tu przychodzić.
- Nie mogłem wrócić do domu, dopóki najpierw nie zobaczyłem ciebie.
Na to wystarczyło mi jeszcze odwagi.
- Dziękuję za kwiaty.
- Chciałem coś napisać na karneciku, ale nie mogłem znalezć
odpowiednich słów, by przekazać to, co pragnąłem. Przez pięć dni
spędzonych w Nowym Jorku zastanawiałem się, dokąd mam pojechać. W
końcu uznałem, że jedyne, co mogę zrobić, to wrócić do ciebie.
- Nie mów tak - szybko powstrzymała go Julie.
- Jeszcze nie jesteś gotowa, by tego słuchać, prawda?
- Tak - odparła spokojnie. - Mamy przed sobą długą drogę, Rico, i
pewnie nigdy nie zdołamy jej pokonać. Lepiej byłoby, gdybyśmy w ogóle
się nie spotkali.
- Naprawdę tak uważasz? Wolno pokręciła głową.
- Kiedy po raz ostatni jadłeś? - zapytała z troską. Rico wzruszył
ramionami.
- Wypiłem w klubie kilka drinków.
- To na pewno ci nie pomoże - uznała. - Zamówię coś ciepłego.
RS
72
Kiedy zjawił się kelner, podeszła do drzwi i przejęła od niego tacę na
kółkach, nie wpuszczając go do środka.
- Zjedz omlet i wypij gorącą herbatę, a od razu poczujesz się lepiej -
zwróciła się do Rica.
Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Odwróciła się w stronę pokoju. Rico
leżał na łóżku jak kłoda i spał kamiennym snem.
Julie usiadła obok niego i pogładziła go po twarzy. Nie wiedziała, co
jeszcze może się między nimi zdarzyć. %7łycie nauczyło ją, że nie ma co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]