[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Droga ta wiedzie - jak mówił - do Królestwa Prawdy przez bramę Piękna.
91
Dawniej Jakub na uroczyste wernisaże przychodził do kościoła św. Tomasza razem z Janka.
Na ostatnim wernisażu był sam.
Wystawa, którą obejrzał przed tygodniem, objechała pół świata. Obejrzało ją prawie dziesięć
milionów ludzi na pięciu kontynentach i miasto pękało z dumy, że może ją gościć u siebie. Jakub był
przy jej ustawianiu w pustym kościele. Robotnicy z firmy Hersen & Bolsano montowali na żelaznych
stelażach między gotyckimi filarami wielkie szklane skrzynie. W każdej ze skrzyń, jak królewna
Znieżka w kryształowej trumnie, leżały, siedziały i stały nagie, doskonale zakonserwowane trupy
kobiet, dzieci i mężczyzn. Wystawa była dziełem sławnego niemieckiego profesora, który ciała
nieżywych ludzi, pochodzące z prosektoriów, dzięki specjalnej obróbce chemicznej przeobraził w
dzieła sztuki o zagadkowym przesłaniu. Zatopione w przezroczystej żywicy syntetycznej zwłoki,
zupełnie bezwonne i twarde jak kamień, przy uderzeniu wydawały piękny, metaliczny dzwięk jak
porcelanowa filiżanka trącona łyżeczką. Ich woskowa skóra, nadżarta przez tajemnicze choroby, była
popękana jak drewno gotyckich rzezb.
Prawie wszystkie ciała miały oczy otwarte. Gdy Jakub wszedł do kościoła, na centralnym miejscu
ujrzał skrzynię z jasnego szkła, w której na purpurowym pluszu w pozie wypoczywającej odaliski
leżała naga  Madonna". W jej otwartym brzuchu spało zwinięte w kłębek różowe dziecko z maleńką
piąstką pod brodą. Janka, gdy zobaczyła w gazecie fotografię słynnej  Madonny", powiedziała, że
księdza Jana razem z niemieckim profesorem należy po prostu natychmiast wsadzić do więzienia.
Jakub nie był jednak tak stanowczy. Kto wie, może ksiądz Jan miał sporo racji, gdy na uroczystym
wernisażu mówił do zaproszonych gości, że nieco szokujące  rzezby" niemieckiego profesora, z
pozoru - jak sam przyznał - najgłębiej pogańskie i bezbożne, w istocie
92
skłaniają widzów do głębszych rozmyślań nad nieprzeniknioną tajemnicą Bożego Wcielenia.
Gdy Jakub wszedł na plebanię św. Tomasza, była dziewiąta. Idąc przez główną nawę kościoła,
przeszedł wśród szklanych skrzyń. Martwe ciała zastygłe w pozach tancerzy, sprzedawców,
maszynistek, spikerów telewizyjnych, policjantów, sławnych piosenkarzy rockowych, generałów,
znanych polityków i aktorów, patrzyły na niego nieruchomymi oczami o rybim połysku. W ostatniej
skrzyni, przy samych drzwiach do zakrystii, dwumetrowy, nagi Arab w turbanie rozwierał palcami
swoje żebra jak drzwiczki tabernakulum, ukazując w głębi otwartych fioletowych płuc czerwoną
hostię serca. Po tym wszystkim średniowieczne, spłowiałe, haftowane ornaty, wiszące w zakrystii,
wydały się Jakubowi podobne do luznych płatów wytatuowanej skóry, zdartych z czyichś pleców.
- Więc chcesz się poradzić? - zapytał ksiądz Jan, gdy weszli do pokoju na piętrze. Plebanię
odgradzały od ciemnych wód portowego kanału gotyckie mury wirydarza, porośnięte bluszczem i
dzikim winem. - Nie - odpowiedział Jakub. - Ja bym chciał - zawahał się przez chwilę, bo to, co
chciał powiedzieć, nie było uprzejme - żeby to była prawdziwa spowiedz. - Jak chcesz - ksiądz Jan
wcale się nie obraził. Założył białą komżę, usiadł na krześle przy oknie i przerzuciwszy stułę przez
poręcz, czekał, co Jakub chce mu powiedzieć, bo sprawa - jak się domyślił - musiała być pilna i
ważna, skoro Jakub przyszedł o tak wczesnej porze. Jakub poczuł się trochę spokojniejszy. - Więc... -
zachęcił go ksiądz Jan, opierając policzek na dłoni. Miał ciemne oczy, głęboko osadzone pod gęstymi
brwiami, i zdrowe, zawsze trochę wilgotne usta o wiśniowym odcieniu. Zniada cera ciemniała na
policzkach po świeżo ogolonym zaroście.
Gdy Jakub powoli opowiedział o tym, co zdarzyło się pierwszego lipca w gmachu prawa, ksiądz Jan
popatrzył na
93
niego ze współczuciem. - Szukałeś jej? - Szukałem. - I co?
- Nic. - Powinieneś się modlić za nią i za siebie. - Na pewno. Ale ja chcę - Jakub uśmiechnął się tak,
jakby wypowiadał coś wstydliwego - żebyś mi dał rozgrzeszenie. Ksiądz Jan uniósł brwi, czekając
na dalsze wyjaśnienia, bo nie zrozumiał, dlaczego Jakub nalega na coś, co jest oczywiste. Jakub przez
chwilę milczał. Potem powiedział cicho: - I żebyś mi je dał po łacinie. Ksiądz Jan przyjrzał mu się
uważniej, ale wcale się nie roześmiał. - Po łacinie? Po co ci to? - Nie wiem. Ale chcę, żeby to było
po łacinie.
Ksiądz Jan rozważał przez chwilę, jak powinien postąpić, potem poprawił stulę: - Dobrze, uklęknij. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Zeromski Stefan Sen O Szpadzie
    How to Get the Truth Out of Anyone
    Foster, Alan Dean Icerigger 2 Mission to Moulokin
    Child_Composers
    Nokia_6300_UG_pl
    Anthony, Piers If I Pay Thee Not In Gold
    Friedrich Nietzsche Knjiga o filozofu
    Zelazny, Roger A Night in the Lonesome October
    Anthology Toy Box Costumes
    Lerum May Grethe Córy śąycia 03 Wić™zy Krwi
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zdrowieiuroda.opx.pl