[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przedmiotami z taką siłą, \e gdybym się nie uchyliła, sama w tej chwili nale\ałabym do
świata duchów. Miałam mnóstwo wstrząsów mózgu i złamanych kości. Mama uwa\a, \e
mam pecha i ciągle zdarzają mi się wypadki. Tak, mamusiu, zgadza się. Złamałam
nadgarstek, spadając ze schodów. Aha, a spadłam dlatego, \e popchnął mnie duch
trzystuletniego konkwistadora.
Kiedy tylko zobaczyłam Heather, wiedziałam, \e coś szykuje. Nie opierałam tego
zało\enia na naszej uprzedniej konwersacji. Podą\yłam za jej wzrokiem i stwierdziłam, \e to
nie w Bryce'a się wpatruje. Jej uwagę przyciąga belka w zadaszeniu w tej części pasa\u, w
której akurat znajdował się Bryce. Zauwa\yłam, \e drewno zaczyna dr\eć. Nie cały dach.
Och, nie. Tylko jedna cię\ka belka. Dokładnie nad głową Bryce'a.
Błyskawicznie rzuciłam się całym cię\arem na Bryce'a. Runęliśmy na ziemię i
poturlaliśmy się kawałek. Nagle rozległ się potę\ny huk. Zasłoniłam rękami głowę, więc nie
widziałam, jak gruby kawał drewna rozbija się na ziemi. Ale usłyszałam. A tak\e poczułam.
Obsypały mnie drzazgi, wbijając się boleśnie w moje ciało. Dobrze, \e miałam wełniane
spodnie.
Bryce le\ał pode mną nieruchomo. Pomyślałam, \e mo\e dostał kawałkiem drewna.
Kiedy jednak uniosłam twarz, stwierdziłam, \e nic mu się nie stało. Patrzył tylko
przera\onym wzrokiem na le\ącą niedaleko nas potę\ną belkę. Wszędzie walały się odłamki
drewna. Bryce zapewne uświadomił sobie właśnie, \e gdyby ten element architektoniczny
zetknął się z jego czaszką, to na kamiennej podłodze walałyby się tak\e szczątki Bryce'a.
- Przepraszam. Przepraszam... - dobiegł mnie zdenerwowany głos ojca Dominika.
Przepychał się przez tłum zdumionych gapiów. Na widok belki na ziemi zastygł bez ruchu,
ale widok mnie i Bryce'a zmobilizował go do działania.
- Dobry Bo\e! - krzyknął, biegnąc w naszą stronę. - Nic wam, dzieci, nie jest?
Susannah, czy jesteś ranna? Bryce?
Usiadłam powoli. Często zdarza mi się sprawdzać, czy mam wszystkie kości całe i
lata praktyki nauczyły mnie, \e im wolniej się podnosisz, tym większe masz szanse wykryć
złamanie i tym mniejsze, \e pogorszysz sprawę.
Dziś jednak wyglądało na to, \e wszystko mam na swoim miejscu. Podniosłam się na
nogi.
- Bo\e święty - powiedział ojciec Dominik - jesteś pewna, \e nic ci się nie stało?
- Nic mi nie jest - zapewniałam, otrzepując ubranie. Wszędzie miałam drzazgi. A to
był mój najlepszy \akiet, od Donny Karan. Rozejrzałam się, szukając Heather. Gdybym ją
wtedy dopadła, zabiłabym, jak słowo daję... No, ale ona ju\ jest martwa. I w dodatku
zniknęła.
- Bo\e - jęknął Bryce, podchodząc do mnie. Nie wydawał się ranny, tylko trochę
zaszokowany. Cię\ko byłoby zrobić krzywdę takiemu wielkiemu chłopakowi. Miał dobrze
ponad metr osiemdziesiąt i szerokie bary. Prawdziwy niedzwiedz.
Mówił do mnie. Do mnie!
- Bo\e, z tobą wszystko w porządku? - zapytał. - Dzięki. Bo\e. Chyba uratowałaś mi
\ycie.
- To nic takiego, naprawdę - rzuciłam. Nie mogłam się powstrzymać i wyciągnęłam z
jego swetra drzazgę. Kaszmir. Tak podejrzewałam.
- Co tu się dzieje? - Drogę przez tłum torował sobie wysoki mę\czyzna w grubej
sutannie i czerwonej czapeczce. Spojrzał na belkę na podłodze, potem na dziurę w dachu i
zwrócił się do ojca Dominika:
- Widzisz? Widzisz, Dominiku? Tak się kończy twoja pobła\liwość wobec ptaków.
Zakładają gniazda, gdzie im się podoba! Pan Ackerman ostrzegał nas, \e to się mo\e tak
skończyć. I popatrz, miał rację! Ktoś mógł zginąć!
A więc to jest wielebny Constantine.
- Tak mi przykro, monsignor - odparł ojciec Dominik. - Nie mam pojęcia, jak mogło
do tego dojść. Dzięki Bogu, nikomu nic się nie stało. - Popatrzył na mnie i na Bryce'a. -
Dobrze się czujecie? Wydaje mi się, \e panna Simon jest trochę blada. Zabiorę ją do
pielęgniarki, jeśli nie masz, Susannah, nic przeciwko temu. Resztę dzieci proszę o powrót do
klas. Nikomu nic się nie stało. To był wypadek. Rozejdzcie się.
Zdumiewające, ale wszyscy posłuchali. Ojciec Dominik miał w sobie coś, co
sprawiało, \e nie mo\na go było nie posłuchać. Dzięki Bogu, wykorzystywał to w słu\bie
dobra, a nie zła!
Chciałabym móc powiedzieć to samo o wielebnym. Sterczał w opustoszałym nagle
korytarzu ze wzrokiem wbitym w belkę. Widać było, \e nie jest w najmniejszym stopniu
spróchniała.
- Te ptasie gniazda zostaną usunięte, Dominiku - odezwał się cierpko wielebny. -
Wszystkie. Nie mo\emy pozwolić sobie na takie ryzyko. A gdyby w tym miejscu stał jakiś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    Kurtz, Katherine Adept 01 The Adept
    Uroczysko 01 Uroczysko Kordel Magdalena
    Jo Clayton Drinker 01 Drinker Of Souls
    Brian Daley Coramonde 01 The Doomfarers of Coramonde (v4.2)
    139. Broadrick Annette Bracia z Teksasu 01 Miłość po teksasku
    Dean Cameron Candace Steele 01 PĹ‚omienne Pragnienie (nieof.)
    Cara Summers [Risking It All 01] The Proposition [HBZ 184] (pdf)
    Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 01 Wielkie Wrota
    Catherine Bybee [MacCoinnich 01] Binding Vows (pdf)
    Diana Bold [Lords of Scandal 01] The Wager (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • immortaliser.htw.pl