[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stosunku do rodziny głosił konieczność umiaru i oszczędności, ale najwyrazniej
nie dotyczyło to jego osoby.
- To bardzo hojnie z twojej strony - powiedziała Hannah w końcu. - Henrik
na pewno to doceni.
- Mam nadzieję. Nie chcę, żeby podczas swoich wyjazdów nabawił się
jakiejś choroby. - Emma patrzyła, jak służąca nakrywa do stołu i podaje kawę i
ciasto, po czym podziękowała jej z uśmiechem. Po latach spędzonych u Ashild
doskonale wiedziała, jak ważna jest uprzejmość w stosunku do służby.
- Mam nadzieję, że zimą będzie częściej wyjeżdżał sam, bo od siedzenia
godzinami w saniach nie tylko się marznie, ale bardzo się też człowiek męczy.
Henrik życzy sobie, niestety, żebym mu stale towarzyszyła.
- Jak się jest pastorem, dobrze jest mieć wsparcie ze strony żony - zgodziła
się Hannah. - Ale trzeba o niej też czasem pomyśleć. W końcu to jego zawód,
nie twój.
- Oh, Hannah, masz w sobie tyle siły... - uśmiechnęła się Emma. - Czasem
chciałabym mieć choć trochę twojej stanowczości.
- Przecież masz dość siły i odwagi, by postawić na swoim. Nie rezygnuj z
tego, Emmo. - Hannah spojrzała jej głęboko w oczy i podniosła do ust
filiżankę. - Czasem musisz się przy czymś uprzeć, bo inaczej będzie z tobą
krucho. - Hannah zaśmiała się ze swoich własnych słów, bo przecież Emma nie
była z tych, co się łatwo poddają, i obie o tym doskonale wiedziały. Emma nie
da sobie wejść na głowę.
- A jak tam wasz dom dziecka? - Spytała Emma, kierując rozmowę na inny
tor. - Czy pastorzy faktycznie odwiedzili Klonowy Dom, żeby sprawdzić, j ak
się obchodzicie z Małą Hannah? W ostatnim liście pisałaś, że ma być jakaś
inspekcja...
- Nie mamy nic przeciw odwiedzinom pastorów, ale jak dotąd nikt nie
interesował się małą. Widzieli przecież, że opiekunka bardzo o nią dba.
Zastanawiam się tylko, jak długo będą nas nachodzić, żeby pokazać, jacy są
ważni. A teraz to, że jestem w ciąży, da im trochę do myślenia.
- Oh Hannah, jeszcze jedno dziecko... Wspaniale! Może będzie chłopiec?
- To by bardzo ucieszyło Fabiana. Tak czy owak, cieszymy się, że Mała
Hannah będzie miała rodzeństwo. - Oczyma wyobrazni Hannah zobaczyła
dwójkę dzieci bawiących się pod jabłonią i uśmiechnęła się ciepło. Niedługo
ich rodzina będzie liczyła cztery osoby!
Tak sobie rozmawiały, podczas gdy słońce powoli zbliżało się do horyzontu.
Emma wypytywała o życie w Christianii, a Hannah utwierdzała się w
przekonaniu, że pastor nie poświęca żonie tyle uwagi, ile powinien. Nic jednak
nie mogła z tym zrobić. Emma musiała ze swoimi problemami poradzić sobie
sama...
W tym samym czasie po drugiej stronie doliny spokojnie rozmawiało dwóch
mężczyzn. Mała Hannah spała, a Fabian i Ole siedzieli oparci o szczytową
ścianę domu, śledząc wieczorne cienie, powoli pochłaniające słoneczne plamy
na zboczach doliny.
- Co z interesami w Christianii? - spytał Ole. - Czy Ole Svingen daje sobie
ze wszystkim radę?
- Teraz tak. Pracowity jest jak mrówka, a jeśli chodzi o rachunki, nie ma
sobie równych. - Fabian do dziś pamiętał swoją radość, gdy udało mu się
młodzieńca zatrudnić do prowadzenia ksiąg. Ileż to spraw mu uprościło!
- A więc gdybyś się wycofał, Low&Svingen nie upadnie?
- Ole mógłby zarządzać firmą sam i na pewno potrafiłby ją doprowadzić do
rozkwitu. Jedyny jego problem to sprawne poruszanie się, ale i z tym jakoś
sobie radzi. Potrafi sobie dobrać dobrych i zaufanych pomocników.
- Czyli mógłbyś na jakiś czas wyjechać i nic by się firmie nie stało?
- Owszem.
Nastała dłuższa chwila ciszy, podczas której mężczyzni siedzieli pogrążeni
we własnych myślach. Fabian stwierdził, że pozbawione zwierząt i ludzi
Rudningen wydaje się dziwnie obce. Nie słychać było muczenia krów i
beczenia owieczek, nikt nie brzęczał wiadrami, ani nie przemierzał szybkim
krokiem podwórza. Okna pracowni jubilerskiej były ciemne, a stodoła, z
pozamykanymi starannie wszystkimi drzwiami, wyglądała dziwnie
nieprzystępnie. Fabian był pewien, że Ole, zaraz po wyprawieniu ich
następnego ranka, pojedzie z powrotem w góry. Samotny gospodarz musiał się
tu czuć nieswojo...
- Mam więc nadzieję, że dobrze sobie przemyślałeś moją propozycję -
powiedział Ole i odchrząknął. - Kto wie, może spodobałoby ci się życie
właściciela ziemskiego?
- To niełatwy krok...
- Ale może wcale nie tak dramatyczny, jak się może wydawać. Jeśli wam się
tam nie spodoba, zawsze możecie wrócić do Christianii.
Fabian zastanowił się przez chwilę, trąc brodę. Nie był jeszcze gotowy na
podjęcie decyzji. - Nie myśl, że nie jestem ci wdzięczny za możliwość
zamieszkania w Sorholm, ale działalność w Christianii jest dla mnie
najważniejsza. To jest życie, które znam najlepiej. Rozumiem jednak, że Birgit
i Sten wkrótce będą potrzebować następców.
- Nie ma pośpiechu. Można przecież znalezć tymczasowego zarządcę. - Ole
spojrzał na Fabiana z sympatią. Nie chciał wywierać na zięcia zbytniego
nacisku. - My z Ashild wolimy, jak mieszkacie w Christianii, bo mamy wtedy
do was bliżej. Ale gdybyście zechcieli przez jakiś czas zarządzać majątkiem,
bylibyśmy wam wdzięczni.
- Dziękuję, Ole. Do przyszłego lata będzie już wiadomo, jakie są
perspektywy dla mojego handlu. Do tego czasu na pewno podejmę decyzję. -
Fabian wyciągnął nogi i westchnął. - Przywiezienie towarów z Holandii i
Anglii strasznie długo trwa, ale mam nadzieję, że uda się je sprzedać kupcom w
Christianii i okolicy. Nie będziemy musieli ich wtedy wozić przez góry, no i
obrót będzie szybszy. Zobaczymy...
- O, Hannah wraca. - Ole pokazał ręką w stronę drogi dojazdowej. Z lasu
wyłonił się kłusujący koń, a jadąca na nim postać pomachała im ręką. - Aadnie
jezdzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]