[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sal Hil' Murań, pan miasta Al-Vor, replika w trakcie narady wojennej
M ie sądzisz, że trochę przesadziłaś?
Salim i Camille przechadzali się obok siebie w sercu tłumu, który przemierzał Al-Jeit. Przejście w bok
sprowadziło ich na wewnętrzny dziedziniec Wejścia Gwardii. %7łołnierze pełniący straż przy bramie nie
zatrzymali ich, kiedy wychodzili, i już prawie od godziny spacerowali, podziwiając wspaniałości stolicy.
- Nie zgadzasz się z tym, co powiedziałam?
- Tak, oczywiście, ale mimo wszystko mówiłaś do Edwina...
Camille zatrzymała się i spojrzała przyjacielowi w oczy.
- Salim, jeżeli będziesz potrafił jedynie pokpiwać sobie z dzielnych ludzi jak Bjorn i mięknąć,
mając do czynienia z podobnymi do Edwina, mój szacunek dla ciebie o wiele się zmniejszy.
Chłopak wybełkotał niezrozumiałą odpowiedz i Camille uśmiechnęła się do niego. Była dla niego zbyt
surowa. Dobrze wiedziała, co chciał powiedzieć.
- Trochę przesadziłam - przyznała. - Ale przyniosło mi to ulgę, a moja gwałtowna krytyka być
może sprawi, że coś się zmieni.
- Nie masz więc zamiaru zrezygnować?
- Jasne, że nie! Zbudzimy Skrzepłych, chociażby dlatego że mam kilka pytań do pewnej Elei Ril'
Morienval, która zdradziła moich rodziców.
- A Edwin?
- Pozwólmy mu pomarynować się trochę we własnym sosie. Z pewnością niezbyt często zdarza
mu się ku temu okazja. Tymczasem mamy możliwość pobyć trochę razem i zwiedzić baśniowe miasto.
Nie odpowiada ci to?
- Odpowiada, staruszko, jak najbardziej mi odpowiada.
Noc już dawno zapadła. Miasto jednak nadal lśniło światłem równie jasnym jak w dzień. Każda z fasad
budynków promieniowała inną barwą. Na ulicach nadal było mnóstwo ludzi i kilkakrotnie nawet
minęli się z Faelsami.
W końcu udali się na podbój górnej części miasta. Wspięli się najpierw po zawrotnie stromych
schodach wijących się wokół wieżyczki z nefrytu, następnie przeszli rzędem kryształowych kładek,
które zdawały się tak delikatne jak
koronka, ale naprawdę były równie wytrzymałe jak stal. Kolejne schody zaprowadziły ich jeszcze
trochę \yyżej. Na każdym poziomie widzieli przechodniów, sprzedawców, światło, ruch. Salim
wskazał wieżę, która przewyższała inne.
- Masz ochotę? zaproponował. - Ze szczytu widać z pewnością koniec wszechświata.
- A więc na co czekamy?
Przebyli pajęcze mosty, zbudowane tak wysoko, że przechodząc przez nie, Camille kilkakrotnie
zamykała oczy. Kiedy dotarli na miejsce, poszukali drzwi i przekroczyli próg. Wieża znajdowała się z
dala od zgiełku miasta i była niemal opustoszała. Wewnątrz murów wznosiły się kręte schody.
Pokonali około setki stopni, zanim wyszli na świeże powietrze.
Doszli do szczytowego punktu miasta. Zwiatło, królujące w dole, nie docierało całkowicie aż tutaj i
miriady gwiazd odcinały się wyraznie na nocnym niebie. Znajdowali się na kolistej platformie, o
prawie dwudziestometrowej średnicy, po raz pierwszy od wielu dni zupełnie sami. Przechylili się
przez balustradę, żeby podziwiać Al-Jeit.
- Jeżeli wierzyć mojej mapie - powiedziała Camille - jesteśmy na południowym wschodzie
Imperium, a Al-Poll znajduje się w tamtym kierunku, w odległości prawie tysiąca kilometrów.
- Czy twoja mapa pomoże nam w dostaniu się do naszych łóżek? - zapytał ironicznie Salim. -
Zaczynam być zmęczony i podejmując ryzyko ściągnięcia na siebie twoich kpin, przyznam, że jestem
głodny.
- Zapomniałam, że jesteś chodzącym żołądkiem, w dodatku leniwym - roześmiała się Camille. -
Dobrze, wracajmy. Ale, jeśli zdołasz wytrzymać, chciałabym jeszcze trochę się przejść. Lepiej
wykorzystać tę chwilę wolności, nie sądzisz?
- Jak chcesz... - zgodził się Salim.
Mieli już odejść, gdy na schodach rozległ się odgłos kroków. Nie musieli długo czekać, na platformie
pojawiła się wysoka postać. Camille poczuła, jak po jej plecach przebiega dreszcz. Cofnęła się
gwałtownie, ciągnąc za sobą przyjaciela.
- Ale... - zaczął Salim.
Rozległ się metaliczny poświst. W świetle gwiazd zalśniło stalowe ostrze.
- O rety! - zawołał Salim. - Bojownik Chaosu!
Camille ścisnęła mocniej ramię Salima i narysowała przejście w bok.
Nie stało się nic.
Bojownik zbliżał się do nich.
Miał na sobie skórzaną zbroję, a na ramieniu odpychającą żelatynową masę, która przypominała
skrzyżowanie ropuchy z nagim ślimakiem.
- Gumościer - wyjaśnił głosem, w którym ironia walczyła o miejsce z nienawiścią. - Ten czuły
towarzysz posiada osobliwą zdolność uniemożliwiania dostępu do Zwojów. Ciekawe, prawda?
Camille i Salim wycofywali się stopniowo, aż poczuli za plecami balustradę. Oboje rzucili okiem w dół.
Bojownik roześmiał się złośliwie.
Zawsze to jakaś możliwość... prychnął szyderczo. - Upadek będzie długi, ale koniec szybki.
Nie obiecuję, że równie szybko umrzecie od... tego!
Smagnął powietrze mieczem. Dwójka przyjaciół podskoczyła.
A więc do roboty - warknął bojownik Chaosu.
Niewielu Alavirian naprawdę zbadało królestwa Raisów. Wiemy jednak, że rządzą nimi szaleni, żądni
krwi królowie, myślący wyłącznie o wzajemnym zabijaniu się. Gdyby Ts'żercy nie przymusili świńskich
wojaków do zorganizowania się, nadal sprawialiby nam kłopoty, a nie stanowiliby śmiertelnego
niebezpieczeństwa... SSi Hil* Murań, pan miasta Al-Vor, Dziennik okrętowy
szystko więc jasne - powtórzył Edwin. - Maniel i Bjorn ruszą w kierunku południowym i przeczeszą
duże aleje. Ellana i Chiam będą szukać na górnych poziomach. Ja zajmę się zamknięciem bram miasta.
Artis zostanie tutaj, na wypadek gdyby Ewilan i Salim wrócili.
Marzyciel skinął głową, żołnierz i rycerz stanęli prawie na baczność, ale Faels nie drgnął, a młoda
kobieta tylko się uśmiechnęła.
Edwin popatrzył na tych ostatnich zaskoczony.
- Nie zgadzacie się? zdumiał się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]