[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aniela. Po sumie i kazaniu przy wyjściu z kościoła, submitowali46 się nasi dwaj panowie
podkomorzynie, która ich raczyła na obiad zaprosić.
44
akceptować (z łac.) przyjmować, zgadzać się
45
rezonować (z franc.) rozumować; tu: mądrzyć się
46
submitować (z łac.) tu: witać się
37
Od dawna już sąsiedzi czegoś się domyślali, lecz ten ostatni Wypadek: strojny ekwipaż47
sędziego i Mateusza powóz sześciokonny, czułe z podkomorzyną u drzwi kościelnych powi-
tania, spuszczone oczy Anny, a wreszcie chodzące już głuche wieści urodzone z bąków, które
po pijanemu na jarmarkach strzelał Bałabanowicz, potwierdziły domysły. Wszyscy zajęli się
tym mocno, jedni ciesząc się z wesela, drudzy ubolewając, nad losem panny, trzeci przecząc
złośliwie: ci ostatni należeli do kategorii odprawionych z kwitkiem przez podkomorzynę.
U proboszcza, dokąd parafianie zbierali się zawsze na przekąskę i plotki, o tym tylko była
mowa. Każdy swoje wiadomości drugim komunikował, szeptano, śmiano się, ruszano ramio-
nami i dzięki nowemu przedmiotowi, zabawiano dłużej nad zwyczaj w plebanii. Wypili dwa
razy więcej wódki i zjedzono mnóstwo chleba z masłem, wędzonych kiełbas i sera z kmin-
kiem.
Tymczasem kareta podkomorzyny i powozy sędziego i Mateusza wtoczyły się w dziedzi-
niec Złotowolski. Było już po południu, zatem obiad gotów i i m m e d i a l e48 usiedli do
stołu, Rozmowy były nudne, sztywne i bez duszy jak mieszkańcy Złotej Woli; dopiero gdy
podkomorzyna przebudziła się i weszła do sali, z całą paradą nastąpiło wobec panny Anny
oświadczenie.
Podkomorzyna ze wszelką przyzwoitością i powagą, ani spojrzawszy na Annę, oświad-
czyła panu Mateuszowi, że go przyjmuje. Zostawało mu tylko podziękować: upadł więc do
nóg, jak należało, pani podkomorzynie p r i m o l o c o49, następnie pannie Annie. Anna była
milcząca, blada i łzami zalana, przez cały czas słowa nie wyrzekła; ale gdyby był na nią spoj-
rzał konkurent i umiał czuć albo uczucia cenić, byłby się przestraszył. Aatwo poznać było w
niej ofiarę, która w milczeniu przyjmuje nieszczęście, chociaż je widzi strasznym.
Naznaczono zaręczyny za tydzień i polecono panu Mateuszowi sprosić swoich znajomych,
byleby nie więcej nad osób dwadzieścia; podkomorzyna ze swojej strony miała także niektó-
rych sąsiadów listownie wezwać.
Anna wybiegła z pokoju, gdy pan Mateusz odjeżdżał; załamała ręce i padła na łóżko. Ciot-
ka zaczęła ciągnąć kabałę.
Jak uważam rzekł sędzia wsiadając do powozu panna coś nie bardzo temu rada,
miała minę przybitej!
A, zachciałeś50 odpowiedział Mateusz jeśli się boi mnie, to tym lepiej. O miłość jej
nie stoję, będę ją miał i bez niej. Te wyrazy wymówił tak przykrym głosem, że sam sędzia
wzdrygnął się słysząc je.
Jednakże, pozwól sobie powiedzieć rzekł ż cicha iż jesteś obowiązany uszczęśliwić
ją i starać się, żeby jej z tobą dobrze było: tak przynajmniej powszechnie mówią.
Ja ją biorę dla siebie, nie dla niej odpowiedział z brutalskim akcentem Mateusz Co
mi do tego, czy będzie szczęśliwą!
Bierzesz ją więc jak cielę na kuchnię...
Nie inaczej zawołał śmiejąc się Mateusz.
A jeśli ona z tąż myślą idzie za ciebie?
Sprobujem, kto z nas silniejszy.
Ty widzę gotujesz się do walki?
Całe życie jest walką, a ten mądry, kto zwycięży, i nikt go nawet nie spyta, jakim sposo-
bem.
Gdy tych słów domawiał, sędzia umilkł i mocno się zamyślił.
Jest to głęboko zepsuty człowiek rzekł sobie biada tej kobiecie! Ha! cóż robić!
47
ekwipaż (z franc.) powóz luksusowy
48
immediale (łac.) wprost, bezpośrednio
49
primo loco (łac.) najpierw
50
zechciałeś (starop.) gadanie! a jakże! a jużci
38
W istocie sędzia, acz bez żadnych zasad, nie był jeszcze do tego stopnia zepsutym i ego-
istą, żeby miał poklaskiwać panu Mateuszowi. Zląkł się go nawet trochę i począł żałować, że
się z nim wdał. Pan Mateusz widząc się już u celu i nie potrzebując sędziego mało zważał na
jego milczenie w drodze i tak zajechali do Brzozówki.
W Złotej Woli tymczasem czyniono przygotowania do uroczystego obchodu zaręczyn; we
dwa dni całe sąsiedztwo częstowało się nowiną.
Wiesz, że pan Mateusz się żeni?
Któż by nie wiedział!
Czy jesteś proszony?
A jakże.
Ten łotr? to osobliwsze małżeństwo!
Mówią, że sędzia najwięcej mu pomógł.
Bałabanowicza także ujęli!
O, to filuty51 pierwszej próby.
Inni użalali się nad Anną, mianowicie zaś kobiety, przewidujące łatwo los, który ją czekał.
Dobre to przysłowie: w i e d z ą s ą s i e d z i, j a k k t o s i e d z i ! Znali wszyscy pana Ma-
teusza, jako człowieka bez żadnych zasad, egoistę przestraszającego; żadna najuboższa nie
byłaby się odważyła pójść za niego, tak był w opinii publicznej okrzyczanym za domowego
tyrana.
Familie obrażone odmówieniem ze strony podkomorzyny nie chciały się znajdować na za-
ręczynach i najsrożej szarpały urąganiem nowo składające się stadło.
Ciotka zaś, tak obojętna dla Anny jak wprzódy, choć wiedziała, że jej to zamążpójście było
przykrym, nie uważała na to wcale w przekonaniu, że po staropolsku dzieci nie mają swojej
woli, tylko rodziców lub opiekunów, którzy za nich obowiązani są myśleć, czuć i przewidy-
wać. Przesadzone wyobrażenia o posłuszeństwie, które od młodu wpojone miała, nie mogły
się pogodzić z oporem Anny, acz tak bojazliwie jej okazanym: miała to podkomorzyna za
rodzaj chwilowego obłąkania. Anna jak człowiek, który doszedł kresu niebezpieczeństwa i
nieszczęścia, po łzach wkrótce odrętwiała na wszystko i obojętnie już, przerazliwym52 okiem
rozpaczy patrzyła na przygotowania zaręczyn i wesela, gdyż wesele odbyć się miało w kilka
tygodni, a niezbyt wspaniała wyprawa panny młodej, łatwo się na ten czas ukończyć mogła.
Przyszedł dzień zaręczyn. Była to uroczystość po staropolsku wystawna, pełna ceremo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]