[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu tam, Wozniaka, tego Ramona, on jeszcze siedzi, mieliśmy go pod ręką, przyjaciółka
by nam sama wyszła!
164
Ale motyw wskazywał na pierwszą Borkowską, to na co ta przyjaciółka...
A no właśnie, sam widzisz, tak się mszczą zaniedbania. Borkowski mi się majaczył,
było ściągnąć go z tej Szwecji na porządne przesłuchanie, to znów nie, towarzyską po-
gawędkę z nim odbyłem i cześć.
Ale one obie łgały...
Które?
Borkowska i Młyniak...
A co miały robić? Na ich miejscu też bym zełgał! Gdyby mówiły prawdę, wiesz,
co bym zrobił? Aż mi niedobrze, jak sobie pomyślę... Posadziłbym tę Agatę Młyniak,
przecież ona nie miała żadnego alibi, Borkowska w Kołobrzegu, a Młyniak ją cichutko
uwalnia od życiowej zmory... O, właśnie! Też kretyński pomysł, denatka jechała samo-
chodem z przeciwniczką, ewidentnym wrogiem, jasne było przecież, że musiała jechać
z przyjaciółką, wspólniczką, z kimś swoim! Jedno przeczy drugiemu, same niejasności,
a my nic, jak te żłoby i tumany!
Nie, to nie my zaprotestował Robert rozpaczliwie. To ta sprawczyni! Ona do
myślenia niezdolna, ona jeszcze do tej pory nie wierzy, że wszystko wyszło na jaw!
Ale do premedytacji owszem, zdolna. Zamiast dać forsę Feli, kupiła spluwę na ba-
zarze, tego jej nie udowodnimy, bo tam nikt się przyzna, że sprzedawał, ale wystarczy
sam fakt, że miała. Przy sobie. Nawet odcisków palców nie starła. No i te klucze, denat-
ka żadnych kluczy nie ma, dowiadujemy się, że mieszka sama, i co? Wychodzi z domu
bez kluczy? To jak mieszkanie zamyka? A my nic. W bluzeczce jedwabnej, bez kurtecz-
ki, bez niczego, a my co? Nic. Dzieci ma dwoje, chociaż nigdy nie rodziła, a my zanie-
dbujemy identyfikację, rany boskie...!
Bo to wszystko takie strasznie głupie...
A głupie, zgadza się. Tej Urszulce w ogóle do głowy nie przyszło, że istnieje coś ta-
kiego jak łuska po naboju. Uważała, że jak podrzuci Wydujowi żakiet Feli, zatrze wszel-
ki ślad znajomości. Nie, mnie to się we łbie nie mieści... Do Feli zakradała się zaułkami,
a że Cieciakowa na nią oczy wytrzeszcza, nawet nie zwróciła uwagi. A my się od tygo-
dnia babrzemy nie wiadomo w czym. Spieprzone dochodzenie...
Motyw bruzdził! zaopniował Górski z wielką energią. To taki babski motyw,
że nikt normalny by na to nie wpadł. Ale jednak ją mamy, i to przygwożdżoną dowo-
dami, denatka u niej, mimo wszystko, bywała, zostawiła odciski palców, dzieci o jakiejś
cioci Feli bąkały, najważniejszy samochód, tam już obie zostawiły, co mogły!
Poza tym, przyznała się przypomniał Bieżan i nareszcie westchnął z prawdzi-
wą ulgą, nie skażoną przygnębieniem. Sama się podłożyła, że lepiej nie trzeba, liczy
na to, że Borkowski wróci i z całego bagna ją wyciągnie.
A Borkowski co? zaciekawił się Górski. Bo nawet nie zdążyłem spytać o ten
telefon do niego.
165
Bieżan oderwał się od segregowania papierów, odsunął trochę krzesło od biurka
i łypnął okiem w kierunku małej, zakamuflowanej lodóweczki, zawierającej w sobie
odrobinę napojów, służbowo wzbronionych. Pozornie służyła do konserwacji drugich
śniadań, z konieczności konsumowanych niekiedy pózną nocą, a szczególnie przydat-
na bywała w okresie letnim, kiedy taka, na przykład, kiełbasa mogłaby się zaśmierdnąć.
Pomyślał, że po godzinach pracy i przekazaniu całego chłamu Wesołowskiemu chyba
do lodóweczki sięgną.
Wbrew pierwotnym zamiarom kontakt telefoniczny z małżonkiem sprawczyni jed-
nak nawiązał i odbył z nim rozmowę, z której sporządził zaledwie króciutką notatkę,
chociaż rozmowa zaliczała się raczej do długich. Borkowski najpierw nie chciał rozma-
wiać wcale, potem usiłował mu nie uwierzyć, wreszcie potraktował sprawę poważnie
i całkiem rzeczowo wyznał, co myśli.
Nic z tego powiadomił teraz Bieżan Górskiego z dużą satysfakcją. Za adwo-
kata zapłaci, ale na tym koniec. Z drugą żoną, w obliczu wydarzeń, nie chce mieć nic
wspólnego, zawiódł się na niej, o żadnym morderstwie nic nie wie, ale małżonka już ja-
kiś czas temu przestała mu się podobać. Podejrzewa, że został wprowadzony w błąd...
Podejrzewa...! prychnął Górski z całym potępieniem, na jakie udało mu się
zdobyć.
Przyśpiesza powrót, będzie pojutrze. Nasza droga Urszulka na kontakt uczucio-
wy z upragnionym małżonkiem nie ma już co liczyć. Tak mi wyszło z tego gadania, to
twardy facet i w pierwszej kolejności ochroni siebie.
Tak jak przy Barbarze...?
Dokładnie. Nic mu się nie przyłoży, bo najgorsza jełopa zgadnie, że tajemnicy
strzeżono właśnie przed nim, ma prawo być niewinny jak dziecko. A szlachetność oka-
że, skoro na adwokata jej nie pożałuje. Na świadka go wezwą, nie ma obawy, żadna sę-
dzina tej przyjemności sobie nie odmówi...
Chyba że będzie sędzia facet...?
E tam, facet! %7ładen facet tego kretyństwa nie rozgryzie, wyłgają się wszyscy i gło-
wę daję, że za stołem usiądzie baba. To babska zbrodnia. A propos, nie wiem, czy wiesz,
że ci z Wilanowa w pierwszej chwili stawiali na Chmielewską, masz pojęcie? Przed jej
domem, ona nie cierpi wywiadów, facetka szła do niej na wywiad, a cholera ją wie,
może skądś zdobyła spluwę i wywaliła do niej w nerwach. Taka im się myśl zalęgła. Całe
szczęście, że od razu im przeszło, bo i nas by jeszcze wpuścili w maliny.
Od razu? zdziwił się Górski.
Od razu. Przez psa.
A...! Pies zaświadczył, że w tym miejscu, skąd padł strzał, Chmielewskiej w żaden
sposób być nie mogło. To wiem, jest w protokóle.
166
No właśnie. I cały czas się dziwię, jakim cudem ta zaraza umysłowa na psa nie pa-
dła. Wygłupili się wszyscy, z wyjątkiem psa, jedyny żywy stwór, który jakiś rozum za-
chował i nie dał się zmącić. Odporny taki...?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]