[ Pobierz całość w formacie PDF ]
padł was w zasadzce i poszatkował na kawałeczki.
Próbowali odparł Asam. Potrzeba jednak czegoś więcej, żeby nas
załatwić.
Mogę sobie wyobrazić przyznał Marquoz z uznaniem. W każdym
razie mi ulżyło.
Zaraz, zaraz, Marquoz. . . W jaki sposób zdobyłeś ten raport? Od kiedy to
ambasador przekazuje ci prywatne zaproszenia? zapytała Mavra.
Potężny wojownik wzruszył lekko ramionami.
Zmiertelnie boją się tajnej policji Hakazitu, a ja jestem jej szefem. Im się
tylko zdawało, że mają tajną policję, dopóki nie objąłem rządów. Moje wypady
do Komlandów nie poszły na marne. Do diabła! Jestem pierwszym szefem tajnej
policji, który odważył się pokazać publicznie.
Nie będę się więcej dopytywać mruknęła do siebie Mavra, kiwając gło-
wą z uznaniem.
Teraz rozumiem, dlaczego możemy rozmawiać stwierdził Asam.
Masz translator.
Pierwsza rzecz, jaką sobie załatwiłem po przejęciu władzy. Mavra chyba
nie ma?
Kiedy miało się wszczepione to małe krystaliczne urządzenie produkowane
przez jeden z północnych sześciokątów, było czasami bardzo trudno zauważyć,
że inni go nie mieli, chyba że się bardzo uważnie obserwowało i jeszcze uważniej
słuchało.
Będę potrzebować translatora, i to szybko przyznała Mavra.
Niech ci go założą w Dillii poradził Marquoz. Najlepiej, żeby zrobili
to ci, którzy dobrze znają twój mózg i system nerwowy. Niech kosztami obciążą
rząd Hakazitu.
Załatwię to powiedział, śmiejąc się Asam. Miałem zamiar zrobić to
na mój koszt. Dziękuję, że pozwoliłeś mi trochę zaoszczędzić.
Dostawy translatorów były drastycznie ograniczone. Ich cena była taka, że tyl-
ko najwyżsi urzędnicy mogli sobie na nie pozwolić. Operacja kosztowała jeszcze
drożej.
Lubię wydawać cudze pieniądze powiedział Marquoz, wzruszając ra-
mionami, jak gdyby rzeczywiście tak myślał.
Zamierzali kontynuować dyskusję, kiedy drzwi ponownie się otworzyły i we-
szła dziwna istotka cała pokryta szarym futerkiem. Na widok Marquoza zatrzy-
mała się i rozejrzała niepewnie.
91
Podaj nam swoje imię, a powiem ci, czy dobrze trafiłaś powiedziała
Mavra.
Istotka podniosła się, ukazując obfite fałdy skóry łączące wszystkie jej człon-
ki, i podparła się rozłożonym ogonem. Spoglądała na nich bacznie, a na jej twa-
rzyczce gryzonia malowała się niepewność; potem z głębi gardła odezwała się w
sposób, który Mavrze wydał się podobny do cmokania i klekotania.
Pozostali dwaj zrozumieli jednak natychmiast i Marquoz zareagował od razu.
No, no, Jua, witamy w klubie.
Też nie ma translatora zauważyła Mavra.
Dodatkowe obciążenie dla skarbca Hakazitu westchnął Marquoz.
Brak translatorów skomplikuje jednak spotkanie na szczycie.
Widzę, że wszyscy już tu są odezwał się głos za nimi.
Odwrócili się zaskoczeni. W kącie pokoju tam gdzie zdawało się nie być
żadnego wejścia ani wyjścia i który, jak mogli przysiąc, przed chwilą był pusty
stał. . .
Cygan! ryknął Marquoz i ruszył ku niemu.
Spokojnie, Marquoz! Cygan zasłonił się rękami. Mógłbyś skręcić mi
kark, witając się!
Wielki bojowy jaszczur ryknął śmiechem, ale nie podszedł bliżej.
Już się obawiałem, że podróż ci się nie udała powiedział po chwili.
Nie było cię wśród nowo przybyłych.
Jestem tutaj i tylko to się liczy odparł Cygan lekko. Zwołałem to
zebranie, podobnie jak mnóstwo innych.
Przerwał na chwilę, widząc ich zdumienie.
Chyba nie myślicie, że jesteście pępkiem wszechświata. Jest mnóstwo
spraw do załatwienia. Jesteście jednak bardzo ważni, szczególnie teraz, kiedy
przetrwaliście wstępny okres i jakoś znalezliście się w nowej sytuacji. Ty przede
wszystkim. Uśmiechnął się do Marquoza. Musisz mi kiedyś opowiedzieć,
jak tego dokonałeś. Nie teraz dodał pospiesznie spostrzegłszy, że Marquoz miał
wielką ochotę natychmiast spełnić tę prośbę.
Zmieniłeś się tak samo jak my zauważyła Mavra. Och, wyglądasz
wprawdzie tak samo jak dawniej, lecz zmienił się twój sposób bycia i postawa.
Nawet twój sposób wysławiania się jest inny. Rozumiem, że mówisz w języku
Kom?
Skinął głową i zapalił papierosa. Ponieważ ten rodzaj wyrobów tytoniowych
nie był znany w Zwiecie Studni, niejedno z nich zastanawiało się, gdzie je zdobył.
Rozgośćcie się i zaraz przejdziemy do rzeczy powiedział Cygan, wska-
zując na podłogę. Dillianie i Marquoz mogą patrzeć na mnie z góry. Ja siadam.
To mówiąc, rozsiadł się na podłodze i strącił niedbale popiół z papierosa.
Przede wszystkim ciągnął dalej, kiedy już wszyscy się zbliżyli spo-
tykamy się tu, w ambasadzie Gedemondasu, po prostu dlatego, że Ortega nigdy
92
nie zwracał na nią większej uwagi. Była oczywiście nafaszerowana podsłuchami,
ale wraz z kilkoma dobrymi fachowcami z Szamozanu wyszukaliśmy je i uniesz-
kodliwiliśmy. Jestem pewien, że to miejsce jest bezpieczne, mimo że Szamozan
jest po przeciwnej stronie. Dla pewności nasi ludzie pózniej jeszcze raz wszystko
sprawdzili.
O co właściwie chodzi? nalegał Marquoz. Z tobą jest coś nie w
porządku. Oczekiwałem raczej, że i ten kłopot przesiedzisz gdzieś w cichym kącie
jak zawsze. Nigdy nie lubiłeś walczyć.
To prawda przyznał Cygan ale teraz jest inaczej. Nie chciałbym tego
wyjaśniać. Dzięki temu działam bardziej skutecznie. Musicie mi jednak uwierzyć,
kiedy powiem, że jestem zaangażowany w tę sprawę nie dlatego, iż potrafię robić
niektóre rzeczy, że mogę działać jako pośrednik, ale dlatego, że jestem osobiście
zainteresowany. Nam wszystkim byłoby łatwiej, gdybyście wy albo Brazil zdołali
załatwić sprawy, które mogę załatwić ja. Niestety nie zdołacie i na tym problem
się kończy. Nie mogę też was niektórych rzeczy nauczyć. Nawet gdybym chciał,
nie udałoby się to. Zostawmy to także. Obecnie liczy się to, że jestem jedynym
posłańcem, który może przedostać się na linie przeciwnika, skontaktować się z
wami, gdziekolwiek będziecie, a również spotkać się z Brazilem.
Brazil! wykrzyknęła Jua, gdy usłyszała nazwisko.
Nie miała translatora i jej struny głosowe nie były dostosowane do wymówie-
nia tego dzwięku, ale wszyscy zrozumieli, o co chodzi.
Tak. Cygan skinął głową. Przedostał się tu. Ortega za pózno się
zorientował. Zastosowaliśmy najprostszy wybieg, jaki można sobie wyobrazić.
Przedostał się tutaj przed wami. Jest tu już od ponad miesiąca.
To niemożliwe! wykrzyknęła Mavra. Przecież osobiście pilotował
nas na Serachnusa, kiedyśmy się tu wybierali. Odprowadził nas, życzył szczęśli-
wej podróży. Ty też tam byłeś, nie pamiętasz?
Przykro mi, ale musieliśmy was oszukać uśmiechnął się Cygan. Tak
naprawdę Brazila tam nie było. Ja odegrałem obydwie role. Wiem, że widzieliście
nas razem. To taka sztuczka. Polega na tym, że widzicie to, co chcę, żebyście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]