[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powagą, upewniając się, czy hełm sąsiada przylega szczelnie do kombinezonu. Dallas sprawdził
hełm Kane'a, Kane hełm Lambert, a Lambert z kolei obejrzała hełm kapitana. Robili to z wielką
starannością i dokładnością, przypominając trzy iskające się goryle.
Pózniej odkręcili zawory i wciągnęli pierwsze hausty nieco stęchłego, ale zdrowego
powietrza ze zbiorników. Dallas uniósł rękę i włączył interkom; w każdym hełmie
znajdował się nadajnik i odbiornik.
- Próba systemu. Jak mnie słyszycie?
- Głośno i wyraznie - odparł Kane, zwiększając moc swego nadajnika. - A mnie?
Dallas skinął głową i spojrzał na wciąż markotną Lambert.
- Głośno i wyraznie - rzuciła smętnie, nie ukrywając niezadowolenia. Wciąż jej było nie w
smak, że kapitan wybrał właśnie ją.
- Daj spokój, Lambert - powiedział Dallas, usiłując ją pocieszyć. - W wyborze kierowałem się
tym, że dużo umiesz, a nie tym, że wiecznie tryskasz dobrym humorem.
- Dzięki za komplement, kapitanie, i w ogóle wielkie dzięki za wszystko - odparła sucho. -
Dlaczego nie wybrałeś Asha albo Parkera? Pewnie aż się palą do tej wycieczki.
- Ash musi zostać na pokładzie, o czym doskonale wiesz. Parker ma robotę w siłowni, a poza
tym bez odpowiednich przyrządów nasz inżynier nie umiałby trafić nawet do kibelka. Możesz
mnie przeklinać, możesz kląć w żywy kamień, wszystko mi jedno. Tylko znajdz zródło tych cho-
lernych sygnałów, zgoda?
- Cudownie...
- No to jazda. I łapy z dala od broni. Chyba że wydam jasny rozkaz.
- Czyżbyśmy się spodziewali miłego przyjęcia? - spytał z powątpiewaniem Kane:
- Taką nam nadzieję. Po co zakładać najgorsze? Dzgnął kciukiem przycisk na kombinezonie
i przeszedł na inną częstotliwość. -- Ash? Jesteś tam?
Odpowiedziała mu Ripley.
Ash idzie do kopuły obserwacyjnej. Będzie tam za kilka minut.
- Zrozumiałem. - Dał znak Kane'owi. - Przegroda wewnętrzna, Kane.
Pierwszy oficer wcisnął guzik i zamknął hermetyczną gródz.
- Otwórz zewnętrzną.
Kane powtórzył sekwencję czynności, które umożliwiły im wejście do śluzy, potem cofnął
się, zrównał z Dallasem i Lambert, i czekał. W instynktownej reakcji obronnej przed
niewiadomym Lambert przylgnęła plecami do luku wewnętrznego.
Wrota do obcego świata rozsunęły się na boki. Przed astronautami zatańczyły tumany pyłu i
kłęby trujących oparów. Słońce jeszcze nie wzeszło i niebo miało kolor ciemno pomarańczowy.
Daleko mu było do swojskiego, podnoszącego na duchu nieba ziemskiego, ale - taką nadzieję
miał Dallas - mogło się jeszcze przejaśnić, gdy słońce powędruje w górę. Widzieć, trochę
widzieli, chociaż w tej gęstej jak zawiesina atmosferze do oglądania mieli niewiele.
Wyszli na platformę windy zawieszonej między łapami, na których stał Nostromo. Kane
wcisnął guzik. Winda ruszyła w dół. Czujniki zamontowane na jej spodzie wyczuły grunt,
przeliczyły odległość i zatrzymały platformę, gdy jej brzuch musnął kamień wystający nad inne.
Kierując się bardziej nawykiem niż regulaminem, Dallas ruszył przodem i zszedł ostrożnie
na ziemię. Kane i Lambert za nim. Lawa była twarda, nie ustępowała pod butami. Rozglądali się
wokoło, targani podmuchami wichury. Nie widzieli nic poza piaskiem, który przemykał im koło
stóp, unoszony wiatrem w pomarańczowo brązową mgłę.
Cóż za koszmarnie przygnębiające miejsce... rozmyślała Lambert. Może nawet nie
przerażające, chociaż zerowa widzialność była niezwykle dokuczliwa. Czuła się jak podczas
nocnego skoku do wody, w której grasowało stado rekinów. Ciemność... Nigdy nie wiadomo, co
może z takiej ciemności nagle wychynąć...
Nie, nic się w niej nie czai, myślała. Zbyt pochopny wniosek? Chyba raczej nie.
Na tej ziemi okrytej całunem półmroku nie znalazła żadnej ciepłej barwy, nie było tu
błękitu, nie było zieleni. Z nieba sączyła się tylko żółtawa poświata, smutna i zimna, która
przechodziła w ponury brąz i w różne odcienie szarości.
Ducha niczym tu nie ogrzejesz, stwierdziła Lambert. A tym samym i myśli nie rozweselisz...
Boże, atmosfera tu jak... Jakby komuś nie wyszło doświadczenie z chemii. A ziemia? Ziemia jak
sprasowane owcze gówienka. %7łal jej było wszystkiego, co mogłoby na tej planecie kiedykolwiek
żyć. Chociaż nie dysponowała żadnymi dowodami, czuła, że świat ten jest teraz światem
martwym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zambezia2013.opx.pl
  • Pokrewne

    Start
    James Alan Gardner [League Of Peoples 07] Radiant
    Dean Cameron Candace Steele 01 PĹ‚omienne Pragnienie (nieof.)
    Alan Watts The Philosopies Of Asia
    Foster, Alan Dean Icerigger 2 Mission to Moulokin
    Alan Dean Foster Humanx 5 Sentenced To Prism
    Alan Dean Foster The Man Who Used the Universe
    Foster, Alan Dean The Mocking Program
    Alan Dean Foster The Hour Of The Gate
    Foster, Alan Dean Quozl
    Alan Dean Foster Slipt
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • immortaliser.htw.pl